Blog

24 sty 2021

Czas zaklęty w mechanizm

Zegarek

Każdy miłośnik rzeczy pięknych wie, jak ważnym przedmiotem jest zegarek zdobiący nadgarstek. Ten niepozorny, podręczny przyrząd, określający w swojej podstawowej funkcji pomiar czasu, noszony na ręku lub niegdyś w kieszeni, potrafi cieszyć właściciela swym pięknem, kunsztem wykonania, i w zależności od modelu -funkcjonalnością. Aktualnie czas mierzony jest urządzeniami, którym daleko do urodziwej klasyki, ale potrzeba posiadania zegarka naręcznego nie zniknęła, a wręcz wzrosła. Zegarek, to nie tylko przedmiot z cyferblatem wskazujący nam porę, ale także stanowi ozdobę, i jest elementem naszej tożsamości oraz synonimem kultury osobistej.

Rachuba czasu

Jak wcześniej mierzono czas? Odpowiedź na to pytanie leży w początkach naszej cywilizacji. Trzeba cofnąć się do okresu, gdy ludzie nie mieli żadnych zegarów, a człowiek poczuł potrzebę oznaczania czasu. W skrócie: ówcześnie opierano się na obserwacji gwiazd i cyklicznie zmieniających się porach roku oraz wschodach i zachodach słońca, oraz cyklach księżyca. Pierwsze tarcze słoneczne wymyślono w Egipcie i Chinach, gdzie używano tzw. gnomona. Gnomon- to palik wbity w ziemię, wokół którego wyznaczono konkretne godziny, przez obserwację ruchu słońca po niebie, gdy cień poruszał się z lewej do prawej. Natomiast w starożytnym Rzymie koniec i początek nowego dnia następował w południe, a nie o północy. Niestety metody te nie były perfekcyjne. Nie wiedziano, że w zależności od pory roku wskazania były różne, i jak radzić sobie, gdy słońce przestawało świecić nocą lub w złą pogodę.

Dlaczego wskazówki zegara poruszają się w prawo, a nie w lewo, to już pokrótce wyjaśniliśmy. Ale dlaczego mamy 12 godzin na tarczy zegara, a nie np. 10? W starożytnym Egipcie panował system dwunastkowy, a nie dziesiątkowy. Dlatego drogę cienia od wschodu do zachodu podzielono na 12 kawałków. I tak kolejno 12 godzin na dzień i 12 godzin na noc, dało dobę złożoną z 24 godzin.

Dlaczego godzinę dzielimy na 60, a nie na np. 100 minut? Zaczerpnięto to z miary kątów, gdzie każdy stopień w kącie składa się z 60 równych minut, a każda minuta z 60 sekund. Dlatego podzielono godzinę na 60 minut, a minutę na 60 sekund.

Dlaczego minuta dzieli się na 60 sekund, a nie 10 albo 100 sekund, a sekunda już na części setne, a nie na 60? Bo Kolejne podziały jednostek czasu dokonały się, kiedy nie było już ani systemu dwunastkowego ani sześćdziesiątkowego, tylko obecnie panujący dziesiętny. Dlatego mówimy o dziesiątej, setnej, tysięcznej, a nawet milionowej części sekundy, a nie sześćdziesiątkowej czy dwunastkowej. I ten właśnie system obowiązuje do dziś.

Cywilizacja się rozwijała i ludzie wymyślali kolejne formy zegarów: zegary wodne, zegary olejowe, zegary ogniowe, zegary piaskowe. Wszystkie, opracowane w jednym celu  –  dokładniejszemu oznaczeniu upływających dni i czasu trwania zjawisk w otaczającej rzeczywistości. I tak stopniowo pojawiały się coraz silniejsze potrzeby bardziej precyzyjnego mierzenia czasu.

Początki zegarmistrzostwa

Upłynęły stulecia i w różnych częściach świata zaczęły pojawiać się pierwsze mechaniczne instrumenty do pomiaru czasu. Mechanizmy te, początkowo wykuwane z żelaza, najczęściej można było spotkać w klasztorach. Szybko wyposażono je w kuranty lub dzwony, tak by wszyscy mogli orientować się w czasie. Choć wtedy czasomierze nie były jednak cudami precyzji. Gdy jednak cywilizacja się rozwijała i zaczęły powstawać miasta z ich szybkim tempem życia, to takie ogólne określenia przedziałów czasowych jak „od dzwonu do dzwonu”, jak i wieże zegarowe w centralnym punkcie miasta przestały wystarczać. Wraz z postępem cywilizacyjnym, rosły potrzeby ludzi dotyczące większej precyzji określania czasu i podziału czasu na mniejsze jednostki. Niezbędny stał się dostęp do odczytu czasu dla każdego w dowolnym momencie i miejscu.

Za wynalazcę zegarka uznaje się Petera Henleina, który umieścił mechanizm sprężynowy napędzający zegar w metalowym pudełku, tworząc po udoskonaleniach, pierwszy zegarek kieszonkowy. W trakcie różnych modyfikacji taki typ zegarka był najbardziej popularny aż do I wojny światowej. Na początku XX wieku zegarki naręczne zarezerwowane były dla kobiet i traktowane bardziej jako przejściowa moda niż funkcjonalne urządzenie. Pierwsze zegarki na rękę powstały z idei połączenia dwóch rodzajów biżuterii znanych od stuleci, bransolet różnego typu i nowych, małych zegarków w formie naszyjników lub broszek. Na pierwszą udaną fuzję tych ozdobnych elementów trzeba było czekać do 1790 roku. Wraz z wybuchem I wojny światowej okazało się, że zegarek jest niezbędnym wyposażeniem żołnierzy, a jego wersja kieszonkowa jest niepraktyczna w zastosowaniu. Na początku lat 80-tych XIX wieku niemiecka marynarka wojenna zamówiła dla swoich oficerów dostawę zegarków na rękę na łańcuszkowych bransoletach. Wykonać je miała szwajcarska manufaktura. Było to pierwsze zamówienie zegarków na rękę w seryjnej produkcji, w dziejach światowego zegarmistrzostwa. W 1930 roku produkcja zegarków na rękę po raz pierwszy osiągnęła poziom wielkości produkcji zegarków kieszonkowych.

Do połowy XX wieku zegarki były wyposażone w napęd mechaniczny. Prace nad pierwszym zegarkiem kwarcowym rozpoczęto w Japonii w 1959 roku. W efekcie uzyskano prototyp zegara kwarcowego. Natomiast pierwszy prototypowy zegarek kwarcowy został wyprodukowany w Szwajcarii, gdzie w latach 1965-1967 trwały prace nad miniaturyzacją kwarcowego oscylatora. Pierwszy dostępny powszechnie do nabycia zegarek kwarcowy wyprodukowało w 1969 roku.

Od klasyki do nowoczesności i z powrotem

Na przestrzeni dziejów, zegarki stopniowo przenosiły się z kieszeni na nadgarstek i pełniły ważną rolę w kształtowaniu rzeczywistości oraz przyczyniały się do znaczących zmian w rozwoju świata. Kiedyś posiadanie zegarka przeznaczone było tylko dla przedstawicieli wyższych warstw społecznych. Z biegiem czasu ta zależność uległa zmianie, a zegarki stały się dostępne dla wszystkich i niekoniecznie wyrażały status społeczny posiadacza. Społeczeństwo przekonało się do noszenia zegarków naręcznych, stawiając na wygodę i funkcjonalność. Gadżet ten stał się standardem.

Zapewne każdy z nas pamięta, gdy z jakiejś okazji w młodzieńczym wieku, dostał w prezencie swój pierwszy zegarek. Często na twarzy obdarowanego pojawiał się grymas rozczarowania, gdy po rozpakowaniu ujrzał wskazówkowy cyferblat. Przecież takich staroci się nie nosiło. Jak się z tym czymś pokazać? Co powiedzą na podwórku lub w szkole? Jak wytłumaczyć, że nie ma cyfrowego wyświetlacza i funkcji alarmu oraz wgranych kilkunastu melodyjek dźwiękowych? Jeszcze pół biedy, jak widniał jakiś napis znanej marki na kopercie, to szło przeboleć. Choć zazwyczaj były to tandetne podróbki z Azji, z których po otwarciu wylatywały części, nawet jak na nieskomplikowany mechanizm. Tolerowano ewentualnie hybrydy, gdzie na tarczy w dolnej części był wyświetlacz elektroniczny, a nad nim cyfry ze wskazówkami. Po latach miały one może jakąś wartość sentymentalną, ale do precyzji funkcjonalności i wykonania było im daleko.

Obecnie panuje tendencja odwrotna. Wszystkie zegarki z klasycznym mechanizmem automatycznym to prestiż i powrót do korzeni branży zegarmistrzowskiej. Ich skonstruowanie jest bardzo skomplikowane w porównaniu do werków kwarcowych, mają one również przełożenie na finalną cenę czasomierza, o czym za chwilę.

Teraz czasomierz to dodatek, który podkreśla styl i wyjątkowość, a nie tylko pełni praktyczną funkcję w naszym życiu. Bez wątpienia będziemy uchodzili za człowieka, który doskonale wie, w jaki sposób ma wyrazić siebie, i co więcej – cudeńko na nadgarstku będzie stale pieścić nasz wzrok, gdy z rozkoszą będziemy mu się przyglądać i go podziwiać.

Kultura noszenia

Wybór zegarka warto zestawić z naszym trybem życia i stylem, by dodać sobie profesjonalizmu. Tak jak nie ma butów, które pasują na wszystkie okazje, tak też jest z zegarkiem. Inny nosimy do garnituru, a inny do codziennych stylizacji, jeszcze inny do wyjścia w teren. Oczywiście są mniej lub bardziej uniwersalne modele, jednak przed zakupem należy się zastanowić do czego będziemy go najczęściej ubierać. Należy pamiętać, że nawet najwspanialszy zegarek noszony na ręce staje się elementem ubioru, z którym powinien być jak najbardziej spójny.

Mimo, że niesłuszne jest ocenianie drugiej osoby po wyglądzie, nasz umysł w ciągu kilku pierwszych sekund wyrabia sobie wstępną opinię na jej temat. Zegarek w tym przypadku stanowi elegancki akcent wykańczający naszą stylizację i dodający jej klasy. Mimowolnie przypisuje się pozytywne cechy osobom z czasomierzem na nadgarstku, ponieważ kojarzą się z dobrą organizacją i dbaniem o własny czas. Od wielu dziesięcioleci wielkie koncerny prześcigają się w coraz to nowych formach designu, dlatego zegarek otrzymał miano klasyki. Preferuje się różne metody noszenia tego produktu, dążąc do podkreślenia swojej osobowości, który ma być dodatkiem, a nie odgrywać pierwszoplanową rolę stylizacji.

W przypadku savoir-vivre’u, w grę wchodzi wiele niuansów. Często zastanawiamy się, na której ręce powinno się nosić zegarek. W dobrym tonie jest prezentować go na nadgarstku lewej dłoni, by uzyskać elegancki efekt kultury osobistej. Noszenie zegarka na prawej ręce bywa niemile widziane jako przykład chwalenia się statusem. Większość osób jest praworęczna, dlatego w ich przypadku właśnie na prawej ręce zegarek będzie najczęściej widoczny, a jeżeli jest to ekskluzywny model, tak otwarte prezentowanie go jest zazwyczaj uznawane za naruszenie zasad dobrego smaku. Dlatego właśnie obowiązuje zasada lewej ręki. Poza tym zegarek na lewej ręce to najpraktyczniejsza opcja , a założony na sprawniejszą dłoń zegarek może przeszkadzać w wykonywaniu czynności. Niemniej ważna jest kwestia żywotności samego zegarka, który mając kontakt z wszelkiego typu powierzchniami narażony jest na uszkodzenia, a przecież w przypadku produktu z wyższej półki zależy nam, by utrzymywać go w perfekcyjnej kondycji. Tak więc, dla osób praworęcznych korzystanie z zegarka na lewej dłoni jest też po prostu wygodniejsze. Należy też podkreślić, że służące do regulacji pokrętło znajduje się zazwyczaj właśnie po prawej stronie czasomierza, dlatego prawą ręką operuje się nim o wiele łatwiej.

A co z osobami leworęcznymi? Skoro dla praworęcznych najbardziej wygodną opcją jest noszenie zegarka na lewej ręce, można dojść do wniosku, że leworęczni powinni nosić go na prawej. Niestety, zegarków zaprojektowanych specjalnie z myślą o osobach leworęcznych na rynku jest mało. Wielu producentów oferuje je na specjalne zamówienie, jednak ich cena jest większa niż standardowe modele. Powody, dla których zegarki zazwyczaj noszone są na lewej ręce dosyć dobrze pokazują, że jest to praktyczne i estetyczne. Oczywiście nikt nie może zabronić łamania tej reguły.

Czasomierz a zegarek

Zegarek ma pełnić funkcję praktyczną, czyli wskazywać nam godzinę, ale nie każdy czasomierz to zegarek. Przyjęło się powszechnie, i absolutnie nie ma nic w tym złego, że to, co nosi się na nadgarstku i wskazuje godzinę ma nazwę zegarka. Najtańszym, a jednocześnie będącym przy tym niezwykle precyzyjnym, jest zastosowanie mechanizmu kwarcowego, który napędzany jest za pośrednictwem baterii. Czasomierz z werkiem tego typu pracuje bardzo dokładnie, posiada niewielkie odchylenie pomiaru, sięgające zaledwie kilku sekund na miesiąc.

Wiele firm, w szczególności tzw. modowych, oferuje oprócz ubrań także czasomierze. Trzeba mieć świadomość, że kupując taki zegarek, płaci się za markę i design, a w środku jest zazwyczaj przeciętny mechanizm. Nie jest to regułą, jednak bardzo często się potwierdza. Nie od dziś wiadomo,że najlepszą renomą cieszą się zegarki szwajcarskie. Symbol < swiss made > na zegarku oznacza, że przynajmniej 50 % jego części zostało wyprodukowanych w Szwajcarii. Przyjęło się, że taki napis, to swojego rodzaju certyfikat jakości, i zdecydowanie bezpieczniej jest wybrać model którejś ze szwajcarskich, japońskich czy niemieckich firm zajmujących się jedynie produkcją zegarków. Wyjątkami od tej reguły są marki fashion z bardzo wysokiej półki cenowej. Takie zegarki bardzo często posiadają świetne mechanizmy i wykonane są z najlepszych materiałów.

Co wybrać

Oprócz walorów wizualnych, przede wszystkim trzeba ustalić budżet, jaki można przeznaczyć na zakup zegarka i sprawdzić jakie marki są w zasięgu cenowym. Z zegarkami jest jak z samochodami, nie ma jednej odpowiedzi na pytanie: ile kosztuje zegarek? Za zegarek można zapłacić kilkadziesiąt złotych, jak i kilkadziesiąt tysięcy złotych. Przed zakupem powinniśmy się jeszcze zastanowić nad tym, jakie komplikacje powinien posiadać nasz zegarek? do czego będzie nam służył? i czy potrzebujemy prestiżu, czy jedynie szpanu? Oczywiście im więcej komplikacji w zegarku automatycznym, tym jego koszt jest dużo wyższy. Są też inne czynniki, które wpływają na końcową cenę wymarzonego zegarka, takie jak np. jakość materiałów, unikatowość czy pochodzenie. Oto kluczowe wyznaczniki ceny zegarka:

Mechanizm – to niezwykle precyzyjna jednostka, odpowiedzialna za cały proces odmierzania czasu, a co za tym idzie, największy nakład finansowy przy produkcji zegarków pobiera właśnie wykupienie bądź wytworzenie mechanizmu. To, jaki rodzaj werku mamy wewnątrz zegarka decyduje o cenie.

Pochodzenie – na pytanie, który kraj słynie z produkcji genialnych zegarków, bez mrugnięcia okiem każdy odpowiedziałby, że Szwajcaria. Prawidłowo, to właśnie tam produkuje się zegarki najwyższej jakości.

Unikatowość – to ona przyciąga największą uwagę. Każdy kolekcjoner marzy o unikatowych historycznych egzemplarzach czy modelach z edycji limitowanej. Ograniczony nakład sprawia, że obiekt staje się jeszcze bardziej pożądany. Niestety za taką przyjemność często musimy sporo zapłacić, jednakże będziemy posiadaczami wyjątkowego i niepowtarzalnego egzemplarza.

Funkcjonalność i design – bez wątpienia te elementy znacząco wpływają na cenę zegarka. Materiały, z których został wykonany, a także sposób ich wykorzystywania odbiją się na cenie.

Szkiełko – niemal niezniszczalne szafirowe szkiełko z pewnością wpłynie na cenę.

Funkcje – im więcej dodatkowych ulepszeń posiada nasz czasomierz, tym cena będzie wyższa. Nie oznacza to, że należy rezygnować z funkcjonalności kosztem mniejszych wydatków. Nowoczesne funkcje niejednokrotnie ułatwiają życie.

Dodatki – w postaci cyrkonii, diamentów czy innych ozdobnych kamieni z pewnością będą różniły się ceną od klasycznych stalowych modeli.

Budowa zegarka, podstawowe funkcje i terminy

KOPERTA – część zegarka, w której umieszczony jest mechanizm. Koperta może mieć różne kształty i być wykonana z różnych materiałów.

SZKŁO – przezroczysty element, przez który widoczna jest tarcza wraz ze wskazówkami. Niekiedy szkło montowane jest także w deklu, dzięki czemu widoczna jest praca mechanizmu. Wiele wspaniałych zegarków posiada szkiełka hesalitowe (nic innego jak plastik), a mimo to są godne uwagi, wyglądają pięknie, a szkiełko tego typu dodaje im niesamowitego uroku. Podobnie w drugą stronę: nie każdy zegarek, który ma szkiełko szafirowe jest godny uwagi. Trzeba rozważyć wiele aspektów jego budowy, i stosunek ceny do jakości.

TARCZA – umieszczone są na niej m.in. oznaczenia godzin i minut (np. indeksy); może być otwarta, co umożliwia obserwację pracy mechanizmu.

INDEKSY – najczęściej cyfry bądź kropki lub kreski, w miejscach na tarczy odpowiadając poszczególnym godzinom.

KORONKA (pokrętło) – znajdujące się najczęściej z prawej strony koperty, na godzinie trzeciej. Za jej pomocą możliwa jest min. zmiana położenia wskazówek (ustawienie prawidłowej godziny lub daty) oraz nakręcenie zegarka w przypadku mechanizmów mechanicznych.

RAMKA (LUNETA, PIERŚCIEŃ) – element otaczający szkło na kopercie, zwykle w tym samym kształcie, co koperta. Pełni funkcje ozdobne oraz wskazań (np. tachometr). Pierścień może być obrotowy.

DEKIEL – spodnia część zegarka, na której umieszczone są opisy producenta (np. nr. referencyjny, seryjny, informacje o wodoszczelności itp.) Dekiel zamyka kopertę i zabezpiecza jego mechanizm przed uszkodzeniami. Może posiadać szkło, przez które widoczna jest praca mechanizmu.

WSKAZÓWKI – są to wskaźniki zamontowane na obracających się w mechanizmie kołach poruszając się nad tarczą wskazują np. godzina, data.

Materiały wykorzystywane do produkcji i pokrywanie kolorem

Koperty, bransolety/paski: metale szlachetne, platyna, żółte i białe złoto, stal, tytan, zalium, spiek ceramiczny, mosiądz, tworzywa sztuczne, skóra, kewlar, kauczuk, guma, silikon.

Szkła: hesalit, szkła mineralne na bazie krzemu, szkła szafirowe (antyrefleksyjne), szkła na bazie syntetycznego diamentu. Twardość szkieł zegarków określana jest w skali twardości Mohsa. W jej obrębie wyszczególniono 10 stopni na podstawie twardości 10 minerałów, licząc od najmniej twardego.

Metody pokrywania kolorem: galwaniczna (elektrochemiczna), PVD – Physical Vapour Deposition (ciśnieniowo – temperaturowa), IP – Iron Plating (odmiana PVD), złote wstawki (metoda inkrustacji)

Rodzaje mechanizmów i niektóre części

Mechanizm klasyczny nakręcany ręcznie – odpowiednik wahadła dużego zegara, którego ruch porusza wskazówkami. Coraz rzadziej spotkamy w najnowszych produkcjach.

Mechanizm automatyczny- budową bardzo przypomina mechanizm klasyczny, jednak zegarek z tym mechanizmem nakręca się dzięki ruchom ręki. Każdy zegarek ma różną rezerwę chodu, czyli czas jaki pozostał do rozwinięcia sprężyny napędowej zegarka wyrażany w godzinach. Jeśli np. zegarek z 60h rezerwą chodu zostawimy na tydzień będzie wymagał od nas przy ponownym założeniu ustawienia i nakręcenia. Aby zapewnić im stałą punktualność powinni się je przechowywać w rotomatach, które wprawiają w ruch przechowywany zegarek. To zazwyczaj właśnie mechanizmy automatyczne umieszczane są w kopertach najdroższych zegarków na świecie.

Mechanizm kwarcowy- pracuje dzięki baterii którą trzeba wymieniać. Na tarczy zegarka najczęściej umieszczony jest napis „Quartz”, choć to nie jest regułą. Są to najdokładniejsze i najbardziej powszechne mechanizmy, choć nie najbardziej cenione. W luksusowych zegarkach zazwyczaj nie znajdziemy tego typu mechanizmu.

Balans – koło zamachowe ze sprężyną zwrotną – podstawowy element zegarowego regulatora chodu. Pod wpływem działania sprężyny włosowej wykonuje ruch obrotowy zwrotny wokół osi.

Sprężyna napędowa – twarda i elastyczna taśma stalowa, która przez nawinięcie na wałek gromadzi energię. Uwalniana energia z rozwijającej się sprężyny służy do napędzania mechanizmu zegarowego.

Wahnik (rotor) – element naciągu automatycznego zegarka. Swobodnie ułożyskowany, najczęściej na środku mechanizmu (odmianą jest tzw. mikro rotor), który pod wpływem ruchów ręki obraca się względem mechanizmu, i za pośrednictwem redukcyjnej przekładni zębatej powoduje samoczynne naciąganie sprężyny napędowej.

Chronograf – wyraz pochodzący od słów Chronos (czas) i grapho (pisze). Ściślej: jest to przyrząd służący zwykle do pomiaru i rejestrowania przedziałów (odcinków) czasu, a także kilku równoległych zdarzeń. Składa się z mechanizmu zegarowego, działa tylko podczas pomiaru i posiada funkcję uruchomienia, zatrzymania i zerowania wskazówek. Występuje funkcja dodatkowa zegarka lub jako oddzielne urządzenie.

Chronometr – zegarek (zegar, czasomierz) o podwyższonej precyzji chodu, przetestowany w różnych pozycjach i temperaturze. Cechuje go duża niepodatność na zmienne warunki działania. Obecnie chronometr kojarzy się z zegarkiem naręcznym jednakże historia chronometrów rozpoczęła się w końcu XVIII wieku i związana jest z żeglugą morską i nawigacją. Dawniej pojęcie chronometru odnosiło się jedynie do zegarów mechanicznych, obecnie również urządzenia z innym systemem pomiaru czasu (np. elektronicznym) mogą otrzymać certyfikat chronometru.

Fazy Księżyca – wskazanie aktualnej fazy księżyca to jedna z funkcji dodatkowych, często uzupełnia wskazania pełnego oraz wiecznego kalendarza w zegarkach.

Kaliber – określenie rozmiaru mechanizmu, zazwyczaj wyrażane w tzw. liniach paryskich (1 linia paryska = 2,256 mm). Często stosowane przez wytwórców zegarków jako symbol danego mechanizmu. Oznaczony cyframi i literami określa wymiary, kształt oraz układ poszczególnych części mechanizmu, definiuje zespół cech wyróżniających jeden mechanizm od drugiego bądź mechanizm danego producenta od innego.

Kamienie – stosowane jako łożyska w celu zmniejszenia zużycia w miejscach największego tarcia w mechanizmie. W zegarkach mechanicznych jest ich zazwyczaj 17-20. Zastosowanie większej ilości kamieni jest uzasadnione dodatkową komplikacją budowy mechanizmu, np. naciągiem automatycznym, datownikiem, itp. Dawniej używano naturalnych rubinów, obecnie stosuje się kamienie syntetyczne.

Masa świecąca – Substancja luminescencyjna nakładana na punkty cyfrowe tarczy i wskazówki zegarka (najczęściej sportowego), umożliwiająca odczytywanie czasu w ciemności. Są stosowane dwa rodzaje masy: „fosforowa”, która świeci tylko przez pewien czas po jej naświetleniu, i „radioaktywna”, świecąca stale.  Do pobudzania luminescencji masy świecącej dodaje się substancji radioaktywnej, która jest szkodliwa dla zdrowia. Od roku 1961 stosuje się nie rad (Ra 266), lecz izotopy sztucznych pierwiastków promieniotwórczych, takich jak promet i tryt, które nie są tak bardzo szkodliwe. W większości obecnie produkowanych zegarków stosowana jest nieradioaktywna i nietoksyczna masa świecąca na bazie glinianu strontu Superluminova, która po raz pierwszy z powodzeniem została zastosowana w zegarku w 1993 roku.

Naciąg – urządzenie służące do napinania sprężyny napędowej, poprzez przeniesienie z zewnątrz energii potrzebnej do napędu. W zegarkach stosuje się najczęściej naciąg główkowy z pokrętłem zwanym koronką. Innym rzadziej spotykanym sposobem naciągu zegarka naręcznego jest obrotowy pierścień okalający szkiełko. Urządzenie naciągowe służy też zazwyczaj do nastawienia wskazówek. W zależności od zastosowanej metody są stosowane różne naciągi.

Skeleton – zegarek szkieletowy, w którym płyty i mostki mechanizmu zostały wycięte w celu wyeksponowania kół przekładni, na tyle aby mógł nadal funkcjonować. Mechanizm taki jest umieszczany najczęściej w kopercie pozbawionej tarczy, bezpośrednio pomiędzy dwoma szkiełkami szafirowymi, tak aby był dobrze widoczny.

Open-heart – jest intrygującą alternatywą dla modeli szkieletowych. Taki typ ma okienko, które umożliwia podejrzenie pulsującego serca mechanizmu.

Tourbillon (turbilon) – element mechanizmu, odpowiedzialny za niwelowanie różnic w tempie chodu zegarka, wynikających z jego różnego położenia. Element zbudowany jest z klatki, w której umieszczony jest balans (regulator chodu) i wychwyt (przekazuje balansowi energię mechaniczną). Klatka zwykle obraca się wokół własnej osi w ciągu 60 sekund. Może poruszać się w maksymalnie trzech płaszczyznach. De facto klatka tourbillona składa się z kilkudziesięciu części, a jego budowa i działanie są bardzo skomplikowane.

Wskaźnik rezerwy chodu – pokazuje (na podstawie stanu napięcia sprężyny napędowej) odcinek czasu (wyrażony najczęściej w godzinach, a dla dłuższej autonomii chodu również w dniach), który zapewni działanie zegarka aż do momentu kiedy konieczne będzie ponowne naciągnięcie sprężyny napędowej. Najczęściej umiejscowiony jest na cyferblacie w formie dodatkowej wskazówki lub wyskalowanego dysku.Wskazanie rezerwy chodu spotyka się zarówno w zegarkach z naciągiem automatycznym, jak i ręcznym, i jest przydatne gdy zegarek nie jest regularnie noszony.

Klasy wodoszczelności – potoczne określenie klasy wodoszczelności koperty zegarka, która wskazuje jak dalece zegarek został zabezpieczony przed wnikaniem wody. Klasę WR (Water Resistant) określa się na podstawie przeprowadzonego badania szczelności koperty poprzez wyznaczenie próbnego ciśnienia statycznego (zawierającego margines bezpieczeństwa) wyrażonego w barach (bar), atmosferach (atm), bądź w metrach i/lub stopach (feet), i rekomendują dopuszczalny kontakt zegarka z wodą. Np. WR30 – przypadkowy kontakt z wodą np. zachlapania podczas mycia rąk. WR50 – dopuszczone zanurzenie w wannie i płytkiej wodzie. WR100 – możliwe pływanie w wodzie i nurkowanie. WR200 – możliwe pływanie i nurkowanie z akwalungiem.

Antymagnetyczny zegarek – zabezpieczony przed działaniem pól magnetycznych.

Rotomat – urządzenie do automatycznego nakręcania zegarka.

Z zegarkiem do fachowca

Zegarek może potrzebować pomocy, i da o tym znać nawet wtedy gdy dba się o przeglądy. Może się zdarzyć nieregularny chód, wtedy zaczyna zwalniać albo przyspieszać. Przyczyną może być brak smaru, zużyte części albo namagnesowanie sprężyny. Gdy zdarzy się, że słychać jakieś dziwne dźwięki lub zegarek wpada w wibracje, wówczas może to świadczyć o jakiejś obluzowanej części. Pojawiająca się wilgoć na szkle to nic dobrego, świadczyć może o tym nieszczelna koperta. Nie można czekać, aż samo odparuje, gdyż może grozić to korozją i uszkodzeniem mechanizmu.

Smartwatch

Zapewne niejednokrotnie spotkano się ze stwierdzeniem, że zegarek naręczny to w obecnych czasach zbędne ustrojstwo. Przez niektórych zegarki nazywane są nawet reliktem. Nic bardziej mylnego! Klasyka rządzi, i żaden gadżet nie zastąpi dobrej jakości zegarka, ale…

Współczesny zegarek elektroniczny jest czymś więcej niż czasomierzem ograniczającym się jedynie do pokazywania godziny. Jeśli zdecydujemy się na zaawansowany model, możemy zyskać ogrom ciekawych opcji. Oprócz standardowych funkcji, czyli pokazywania czasu, pory dnia i daty, zegarki posiadają zaawansowane funkcje, takie jak np. wysokościomierz, kompas czy barometr. Dwie pierwsze przydatne są podczas nawigacji, podczas gdy barometr dostarczy nam dane o ciśnieniu atmosferycznym, które może być przydatne np. do prognozowania pogody. Niektóre modele posiadają system Solar Power, czyli ogniwo słoneczne dostarczające energię ze światła. Dzięki temu zegarek sprawnie zastępuje nam smartfon, który w trudnych warunkach może szybko się rozładować. Oprócz tego wśród funkcji znajdziemy również bluetooth, system antywstrząsowy, czas na świecie czy kompatybilność z telefonem komórkowym.

Taki zegarek zadba o nasze zdrowie i kondycję fizyczną. Na rynku już od dawna dostępne są urządzenia które monitorują naszą aktywność fizyczną i sen. Jako przykład mogą posłużyć nam modele fitbit, czyli zegarki typu smartband, które odmierzą liczbę przebytych kroków, pokonany dystans, spalone kalorie, a także sporządzają dzienne statystyki. Ponadto możliwa jest identyfikacja przychodzących połączeń, SMS oraz różnych powiadomień. Urządzenie wyświetli ID dzwoniącego, jeśli telefon będzie w pobliżu.

Taka ciekawostka

Oglądając oferty zegarków w katalogach, na stronach producentów, a niekiedy i w witrynach sklepowych, należy zwrócić uwagę na jeden szczegół: jeśli wskazówki są dwie w danym modelu, to przeważnie ich ustawienie jest na godzinie 10:10 lub 13:50. Nie jest tak bez powodu.

Krótkie opowiadanie o zegarku

„Pewien człowiek, zanim umarł, powiedział do swojego syna: „To jest zegarek, który podarował mi Twój dziadek. Ma ponad 200 lat. Zanim Ci go dam, proszę żebyś go wziął i poszedł z nim do pierwszego lepszego lombardu. Powiedz, że chcemy go sprzedać, i spytaj ile za niego mogą zapłacić.” Syn za namową ojca poszedł z zegarkiem i już po kilkunastu minutach był z powrotem mówiąc: „Oferują za niego 10 dolarów, bo jest stary i mocno zniszczony.” Ojciec poprosił syna żeby tym razem wziął zegarek i poszedł do pierwszego lepszego zegarmistrza. Syn wrócił po godzinie, mówiąc: „Zegarmistrz zaproponował 20 dolarów za zegarek.” Ojciec ponownie zwrócił się do syna: „Weź ten zegarek i podejdź do pierwszej napotkanej osoby na ulicy i spytaj za ile kupi go od Ciebie.” Syn wrócił po 10 minutach i mówi: „Nikt nie chciał go kupić, dopiero któraś z kolei napotkana osoba zaoferowała 5 dolarów.” „Pójdź do muzeum i pokaż im ten zegarek” – powiedział ojciec. Po kilku godzinach syn wraca rozradowany. „Zaoferowali milion dolarów za ten zegarek. Powiedzieli że to prawdziwe arcydzieło. Jak to w ogóle możliwe…? ”Ojciec odpowiedział: „Chciałem żebyś wiedział, że właściwe miejsce i właściwi ludzie docenią Twoją prawdziwą wartość. Dlatego nie pojawiaj się w niewłaściwych miejscach, i nie denerwuj się, kiedy zostaniesz potraktowany jak śmieć. Ci którzy poznają się na Twojej wartości, będą Cię zawsze cenić, dlatego nigdy nie zostawaj w miejscu i wśród ludzi, którzy nie widzą Twojej wartości.”

„Zegarek może stanąć nawet w rekach impotenta”  🙂

Źródła:
– branżowe strony tematyczne
– prasa specjalistyczna
–  L. Uresova „Zegary”

16 cze 2020

Najwspanialsza zabawka świata

Lego

Bezapelacyjnie wiadomo, że układanie konstrukcji z klocków to jedna z najlepszych zabaw i nikogo nie trzeba o tym przekonywać, jak wielką radość przynosi. Zabawa tymi małymi cegiełkami stawia nie lada wyzwanie dla wyobraźni, wpływa na sprawność manualną, koordynację wzrokową oraz wyzwala kreatywność i uczy cierpliwości w realizacji własnych niepowtarzalnych pomysłów. A czasami trzeba jej sporo, żeby stworzyć wymarzoną konstrukcję. Przede wszystkim jednak klocki to świetna zabawa dla wszystkich!

Najpopularniejsze klocki świata to LEGO. Każdy o nich słyszał, każdy z nich budował lub buduje, ale nie każdy zna ich genezę. Oto garść ciekawostek o najsłynniejszych klockach, jakie do tej pory wymyślono.

Historia LEGO jest ciekawa i inspirująca

Pomysłodawcą i założycielem firmy produkującej zabawki był duński cieśla Ole Kirk Christiansen. Swoje początki zawdzięcza małemu rodzinnemu zakładowi stolarskiemu, działającemu w miejscowości Billund, w Danii. Swoją przygodę z zabawkami zaczynał od figurek z drewna, a pierwszą zabawką, jaką wystrugał Christiansen, była drewniana kaczka. Oficjalnie firma produkująca zabawki została założona 12 października 1932 roku. Z początku interes szedł kiepsko, ale jak na każdego geniusza przystało, upór w działaniu przyniósł efekt. Drewniane zabawki Christiansena wyróżniały się niebywałą jakością i dokładnością wykonania. Data, kiedy została założona firma nie jest momentem powstania klocków, które znają wszyscy.

Aby rozwinąć przedsiębiorstwo, powinno mieć ono przede wszystkim odpowiednio dobraną nazwę. W związku z tym Christiansen ogłosił konkurs na nazwę firmy, do którego mógł przystąpić każdy z jego ówczesnych pracowników, a nagrodą była butelka wina domowej roboty. Tak oto została wyłoniona znana do dziś na całym świecie nazwa LEGO, która pojawiła się dopiero dwa lata po założeniu firmy i swoją genezę zawdzięcza duńskiemu wyrażeniu „leg godt”, czyli po prostu: baw się dobrze. Logotyp producenta klocków LEGO powstało w 1934 roku i z początku było ono szare, z kanciastymi literami. Znak firmowy LEGO przez lata zmieniał się, a niektóre logotypy dalekie były od współczesnego. Logotyp, którym obecnie posługuje się największy na świecie producent plastikowych klocków, stworzono w 1973 roku. Mały zakład stolarski stał się więc bazą do zbudowania prawdziwego imperium zabawkarskiego, które zawojowało świat.

Przełomowym i najważniejszym momentem w historii LEGO było stwierdzenie przez założyciela, że do produkcji zabawek warto wykorzystać nie tylko drewno, ale i tworzywo sztuczne. Zainwestował więc w pierwszą profesjonalną na tamte czasy maszynę. Wraz z nową maszyną przyjechały do fabryki próbki klocków angielskiej firmy Kiddicraft. To w oparciu o nie stworzono znany wszystkim klocek LEGO. Masową produkcję klocków rozpoczęto w 1949 roku, natomiast sposób łączenia klocków, który znany jest po dziś dzień opatentowany zostały dopiero w 1958 roku i produkowano je wówczas w pięciu podstawowych kolorach. W 1978 roku powstały pierwsze wersje żółtych ludzików czyli mini-figurki LEGO, które znamy do dziś. Zabawkowy biznes stał się rodzinną tradycją, a produkcja klocków przechodziła z ojca na syna. Po śmierci Ole Kirka Christiansena firmę przejął jego syn Godtfred Kirk Christiansen. Kolejnym szefem był wnuk założyciela Kjeld. Od ponad 10 lat władzę nad potentatem sprawuje osoba z zewnątrz. 70 % udziałów w LEGO ma nadal rodzina Christiansen.

Motto Ole Kirka Christiansena to: „Tylko najlepsze jest wystarczająco dobre”.

Produkcja

Wszystko zaczyna się od malutkich granulek plastiku o trudnej nazwie terpolimer akrylonitrylo-butadieno-styrenowy, w skrócie ABS. Współcześnie ma ono szerokie zastosowanie, m.in. w druku 3D. Ciężarówki z przyczepami wypełnionymi kolorowymi granulkami wjeżdżają do fabryki, gdzie ogromne węże zasysają je, a następnie transportują do potężnych metalowych silosów, wysokich na trzy piętra, z których każdy może pomieścić do 33 ton granulek. Plastikowe granulki z silosów transportowane są następnie przez rury do wtryskarek. Wtryskarki podgrzewają granulki do około 230°C. W ten sposób uzyskana plastikowa masa wtłaczana jest do małych, metalowych form, wydrążonych w kształcie klocków. Formy wyglądają jak bardziej skomplikowane wersje pojemników na kostki lodu. Wtryskarki z ogromną siłą kilku setek ton wyciskają masę granulek, tworząc klocki o precyzyjnych wymiarach. Następnie klocki są chłodzone i wyrzucane z maszyny, co trwa około 10 sekund. Z uwagi na wymóg wyjątkowej precyzji, proces produkcji jest prawie całkowicie zautomatyzowany. Gotowe klocki lądują na taśmie podajnika, a następnie w pudełkach. Po zapełnieniu pudełka wtryskarka wysyła sygnał radiowy do jednego z automatycznych wózków, patrolujących halę. Drogę wózka wyznaczają rowki, wyżłobione w podłodze fabryki. Wózek przenosi pudełka na inną taśmę, która przewozi je do następnego etapu produkcji. Następny etap procesu produkcji klocków odbywa się w halach montażowych, gdzie montowane są klocki składające się z wielu elementów i gdzie na klocki nanoszone są nadruki. Ogromna drukarka nanosi na klocki twarze, panele kontrolne, numery, słowa i inne ozdoby. Niektóre klocki LEGO, np. nogi mini-figurek, składają się z kilku elementów. Tego rodzaju klocki składane są w całość przez maszyny, które przy użyciu odpowiedniej siły, zachowują doskonałą precyzję. Etap końcowy produkcji polega na skompletowaniu zestawów klocków LEGO. Zestawy często składają się z setek różnych klocków, dlatego proces pakowania musi przebiegać szybko i precyzyjnie. Przenośnik taśmowy przesuwa pojemniki zwane kasetami pod specjalnymi koszami. W każdym z koszy znajdują się klocki innego rodzaju. Kosze otwierają się i zamykają tak, aby do każdej kasety wpadła odpowiednia ilość klocków. Proces produkcyjny kończą pakowacze, którzy składają pudełka, wkładają do nich instrukcje budowania, dodatkowe klocki i sprawdzają, czy maszyny nie popełniły błędów. Ciekawostką jest, że wszystkie klocki wyprodukowane od 1958 roku pasują do siebie idealnie, gdyż ich wzór nigdy nie uległ zmianie! Nic się nie marnuje, gdyż wszelkie części ze skazą lub błędem, są ponownie wykorzystywane i przetapiane na nowe.

LEGO w liczbach, statystykach i ciekawostkach (przykłady)

– Dwa podstawowe klocki LEGO 2×4 można połączyć na 24 różne sposoby. Przy trzech klockach ilość kombinacji wzrasta do 1060, a przy sześciu to 915 103 765 możliwości.
– Największym producentem opon na świecie jest firma LEGO.
– W 1964 roku pojawia się pierwsza instrukcja dotycząca zestawów LEGO.
– Pierwsza figurka LEGO została wyprodukowana w 1974 roku. Wyglądała ona inaczej niż te, które znamy dziś, była przede wszystkim większa. Z kolei pierwsze mini-figurki pojawiły się w 1975 roku. Masowa produkcja ludzików z klocków ruszyła w 1978 roku. Od tamtego czasu powstało kilka miliardów ludzików LEGO, które znajdują się niemal w każdym zestawie.
– Podobno co sekundę sprzedaje się na świecie 7 zestawów LEGO.
– 40 miliardów cegiełek LEGO ułożonych jedna na drugiej byłoby w stanie połączyć Ziemię z Księżycem.
– Klocek LEGO Duplo choć jest osiem razy większy od standardowego klocka to nadal jest z nim kompatybilny. Jednym z założeń producenta tych zabawek jest to, żeby wszystkie elementy do siebie pasowały.
– Figurki LEGO przedstawiają nie tylko ludzi, ale również np. roboty czy zwierzęta – związane bezpośrednio z daną serią.
– Do serii LEGO Pirates wszystkie figurki LEGO były uśmiechnięte. Zmieniło się to dopiero z jej wprowadzeniem w 1989 roku.
– Do 2004 roku wszystkie figurki LEGO były żółte.
– W 1968 roku powstał pierwszy park rozrywki LEGOLAND w Billund. Obecnie funkcjonuje ich aż osiem.
– W 2015 roku ludzie z LEGO Italia zbudowali w Mediolanie wieżę z klocków LEGO, która miała 35,05 metra. To Najwyższa budowla z klocków.
– Pojedynczy klocek może wytrzymać obciążenie o wadze około 400kg.
– Nazwa LEGO wielokrotnie pada w Księdze Rekordów Guinnessa. Do najciekawszych, stanowionych przy użyciu klocków LEGO należy największy statek, zbudowany przez duńską firmę DFDS w 150. rocznicę istnienia przedsiębiorstwa. Statek mierzył nieco ponad 12 metrów! Z kolei Niemcy razem ze Szwajcarami zbudowali największy obraz z klocków LEGO, prezentujący mapę Szwajcarii. Jego powierzchnia to 153 metry kwadratowe, a ilość użytych do budowy klocków wynosiła ponad 2 miliony. Największym fanem klocków LEGO, bo posiadającym w swojej prywatnej kolekcji aż 1091 zestawów, okazał się Kyle Ugone. Dzięki temu, iż zbiera klocki od 1986 roku i zgromadził ich tak ogromną ilość, trafił do Księgi Rekordów Guinnessa.
– Współczesne zestawy zawierają tak przedstawione instrukcje, że da się je złożyć bez myślenia, w niecałą godzinę. Starsze modele były bardziej skomplikowane, szczególnie te o znacznej ilości części.
– Obecnie LEGO wprowadza coraz więcej ekologicznych klocków z komponentów na bazie trzciny cukrowej.

Oferta tematyczna klocków

Na przestrzeni lat, oferta zestawów tematycznych LEGO była bardzo zmienna. Niektóre oferowane serie lub pod serie utrzymywały się bardzo krótko na rynku. Zestawienie publikowane jest w wydawanych co pół roku katalogach, od końca lat 70tych. Znajdują się tam też informacje o nadchodzących nowościach. Poza zestawami tematycznymi, dostępne są też pakiety podstawowych klocków w różnych kolorach oraz pojedyncze produkty do samodzielnego łączenia czy wymieszania z gotową ofertą zestawową.
Marka LEGO idzie z duchem czasu. Dlatego oprócz klasycznych zestawów klocków są też serie LEGO oparte na filmach i bajkach.

Legoland

W mieście Billund znajduje się główna siedziba Grupy LEGO oraz największy na świecie park rozrywki Legoland. Wyjątkowe miejsce, w którym wszystko zbudowane jest z klocków. Znajdziemy tam miniatury znanych budowli, posągów i innych obiektów. Kilka ciekawostek o Legoland Billund:
– Jest najstarszym oraz największym parkiem rozrywki na świecie spośród wszystkich parków Legoland.
– W roku 2018 obchodził swoje 50 urodziny.
– Rocznie przyciąga około 1,8 miliona turystów.
– W pobliżu parku znajduje się hotel Legoland.
– Park otwarty jest od marca do października.
– Podzielony jest na tematyczne krainy: Miniland, Legoredo, Imagination Zone, Adventure Land, Knights’ Kingom, Duplo land, Pirate Land, Polar Land, Ninjago Worlds.
– Parki Legoland znajdują się również w: Niemczech, Wielkiej Brytanii, USA, Emiratach Arabskich, Japonii, Malezji.
Legoland to obowiązkowa podróż dla każdego prawdziwego miłośnika LEGO !

Inspiracje i zastosowanie – głos wewnętrznego dziecka

Okazuje się, że kolorowe klocki mają znacznie więcej zastosowań niż zwyczajne bawienie i rozwijanie kreatywności wśród dzieci. LEGO od 70 lat inspiruje do tworzenia, stale zachwycając wszechstronnością zastosowań swoich zabawek. Wiek ich użytkowników oscyluje między 3 a 99 rokiem życia. Mnóstwo firm korzysta z rozwiązań za pomocą elementów do budowy modeli z serii LEGO TECHNIC. Architekci wnętrz prześcigają się w wymyślaniu gadzetów ozdobnych i praktycznych na bazie klocków. Wiele firm stosuje LEGO podczas rekrutacji, by sprawdzić pomysłowość kandydata za pomocą testu z klocków. Inspirują twórców makiet do scen batalistycznych, a także urbanistów i architektów. Jakiś czas temu klocki odniosły sukces także w sztuce. Kręci się filmy, rysuje komiksy, pisze książki, powstają gry i aplikacje. Wielu bohaterów z popkultury inspiruje twórców LEGO i na tej bazie tworzy się filmowe zestawy superbohaterów.

Oprócz tego, że LEGO stale podbija serca nie tylko młodych ludzi i kolekcjonerów, to także inwestycja prawie jak w złoto. Stare klocki Lego są coraz droższe. Zestawy sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat znajdują nabywców za bardzo imponujące kwoty. A rzadko spotykane pojedyncze klocki można sprzedać nawet za kilkaset euro, a ich wartość stale rośnie.

Historia LEGO i oferta klocków pokazują, że zadbano o to, by każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Zdarzyło się, że po latach prosperity, nad firmą zawisły problemy finansowe, a nawet widmo bankructwa, ale dzięki pewnym zmianom i innowacyjnemu podejściu kłopoty zażegnano.

I jak tu nie kochać klocków LEGO? Jeśli znacie kogoś, kto jest miłośnikiem jakiejś serii, i komu chcielibyście sprawić niesamowitą przyjemność w postaci uśmiechniętych i nieśmiertelnych ludzików, nie wahajcie się, bo jest to także inwestycja.

Wszystko zaczyna się od zabawy, która przeistacza się w hobby

Pamiętasz drogi Czytelniku Twój pierwszy zestaw LEGO? Jak ze wzruszeniem tuliłeś w ramionach kartonik z klockami, i była to radość nie do opisania? A po latach wróciłeś do klocków jako już człowiek dojrzały, które dawno przestały być zabawką dla najmłodszych? Gdy odkryłeś w sobie na powrót pasję graniczącą z fanatyzmem? Ja pamiętam, i wielu takich fascynatów znam.

Jakiś czas temu rozmawiałem z koleżanką na temat hobby wszelakiego itp., która jest kolekcjonerką klocków LEGO, i przytoczę fragment jej wypowiedzi:

„Wiesz, ja te zestawy, które zbierałam od dekad, mam wyeksponowane w gablocie, i moja córka też fascynuje się klockami LEGO. Pewnego dnia zapytała, czy może wyjąć jakiś zestaw do zabawy, łącząc ze swoimi zestawami. Odpowiedziałam jej: po moim trupie!”

Przesłanie LEGO

„Naszym zadaniem jest przekonanie ludzi, że zabawa nie dotyczy tylko wieku dziecięcego. Nadal niestety dzieje się tak, że gdy dorastamy, przestajemy się bawić. A to duży błąd – bawmy się przez całe życie”.

Źródło:
Strony tematyczne, artykuły z prasy, i zbiór własnych katalogów oraz kolekcji
Polecana bibliografia:
LEGO – niesamowite pomysły
Niels Lunde , Agnieszka Świerk „Lego. Jak pokonać kryzys, zawojować świat i zbudować potęgę z klocków”
Jens Andersen „Historia LEGO – opowieść o rodzinie, która stworzyła najsłynniejszą zabawkę na świecie”

25 lis 2019

Używka, która urosła do rangi sztuki – czyli kilka słów o fajce

Fajka

Poniższy wpis nie ma na celu zachęcać do palenia tytoniu

Używka, która urosła do rangi sztuki – czyli kilka słów o fajce

Palenie fajki jest najstarszą formą użytkowania tytoniu. W dzisiejszych czasach wśród palaczy dominuje papieros, który nie ma nic wspólnego z elegancką i wyrafinowaną formą palenia. By w pełni docenić walory smaku i aromatu oraz czerpać satysfakcję w obcowaniu z pięknym przedmiotem jakim jest fajka, należy zagłębić się w tajniki jej prawidłowego użytkowania. Fajka najpierw była egzotyczną nowością, potem stała się powszechnym nałogiem, aż w końcu zaczęła należeć do dobrego tonu. Każdy pasjonat fajeczki wie, że nie ma nic lepszego jak dotykanie i oglądanie tego kunsztownie ukształtowanego kawałka „drewna”. Rozkoszuje się całym ceremoniałem: nabiciem tytoniem komina, rozpaleniem i pierwszym „pyknięciem”. Niesamowita woń dymu pieści zmysły i uspokaja, bowiem palenie fajki to relaks, milczenie, cierpliwość i koncentracja.

Odrobina fajkowej historii – „pić dym”

Fajka i tytoń zrobiły zawrotną karierę w XVI wieku, dzięki marynarzom powracającym z wypraw zza oceanu, z Ameryki prekolumbijskiej. Początkowo wyrabiano je z kamienia, żeliwa lub brązu, a potem z gliny. Najsławniejszą fajką, która przeszła do historii popkultury jest indiański kalumet, czyli „fajka pokoju”. Długa, bogato przyozdobiona, miała ogromne znaczenie symboliczne dla Siuksów, i wypalanie jej przypieczętowywało nierozerwalność zawieranych traktatów. Ceremoniał polegał na przekazywaniu zapalonej fajki w zgromadzeniu sąsiadowi po lewej. Każdy zaciągał dym tylko raz, a gdy fajka obiegła wszystkich, owijano ją w sukno. Indianie stosowali też miarę czasu za pomocą palenia np. „wróci, nim upłynie jedna fajka”. Ciekawostką jest też to, że „nicotiane” stosowano jako lek w dawnych wiekach.

Pewien zapis kronikarski z około 1600 roku mówi: „Na ląd schodzili po trapie marynarze zionący ogniem niczym zjawy bajkowe. Wszyscy trzymali w gębach dziwne instrumenty, z których wydobywały się potężne kłęby dymu. Ich nieciciele nie tylko wyglądali strasznie, ale i okropnie cuchnęli.” I właśnie dlatego do dziś utrwalił się wizerunek marynarza z nieodłączną fajką w zębach.

Po sprowadzeniu pierwszych nasion tytoniu, uprawa i handel nim, rozlał się na całą Europę. Nastąpiło niepohamowane zapotrzebowanie na tytoń i fajki oraz ich kult. W XVII wiecznej Anglii nawet w szkołach przekonywano, że tytoń należy palić już za młodu. Rozpoczęto masową produkcję glinianych fajek, a tym zajmowali się garncarze wypalając je w piecach. Niestety fajki z gliny szybko się zużywały i pękały. W produkcji przodowała Anglia, a potem także Holandia, Szwecja, Dania, Niemcy. Zaczęły też powstawać pierwsze fajki z pianki morskiej (sepiolit), które były białe, lekkie, wchłaniały kondensat przez co zmieniały barwę, nie nagrzewały się zbyt mocno, i można było w nich rzeźbić. Mankamentem sepiolitowego surowca była kruchość. Dziś fajeczki z pianki morskiej, szczególnie posiadające ustnik wykonany z bursztynu, stanowi nie lada gratkę dla kolekcjonerów i osiągają ogromne ceny.

W późniejszym czasie fajkarze zaczęli wyrabiać fajki z drewna. Najczęściej był to surowiec z: olchy, klonu, jesionu, orzechu, gruszy, wiśni, śliwy, dębu, buku. Prawdziwą rewolucję dokonał jednak korzeń wrzośca dlatego, że daje się łatwo obrabiać, posiada walory estetyczne, i zawiera krzemionkę, która ma zdolność do absorpcji wilgoci i substancji towarzyszącym procesowi spalania tytoniu. Istnieje kilka podtypów wrzośca.

Produkcja fajeczki

Bulwy wrzośca leżą 10 miesięcy i schną pod przykryciem z wilgotnego płótna. Po upływie tego czasu następuje selekcja i cięcie na klocki, w których układ słojów ma niebagatelne znaczenie dla wyglądu przyszłej fajki. Wstępny kształt nadaje się na tokarkach i frezarkach, wierci komin i kanał dymowy. Można uzyskać powierzchnie gładką, ryflowaną lub piaskowaną, po czym fajka jest bejcowana, a po wyschnięciu woskowana. Palenisko pokrywa się najczęściej sztuczną warstwą nagaru tzw. masą pirolityczną. Na koniec dobiera się ustnik ze stylamidu lub akrylu, są też z wulkanitu i ebonitu parakauczukowego. I tak oto mamy gotową fajkę. Zanim jednak przystąpimy do palenia należy najpierw fajkę opalić.

Opalanie fajki

Opalanie polega na wytworzeniu na wewnętrznych ściankach główki nowej fajki warstewki tzw. nagaru tj. osadu spalonego tytoniu i spalonego drewna – spieczonego na jednorodną masę. Nagar ma dwa ważne zadania: ochronę drewna fajki przed dalszym zwęglaniem, i absorpcję nadmiaru wilgoci powstałej przy paleniu. Ponadto nagar prawidłowo opalonej fajki zachowuje delikatny aromat pierwszego palonego w niej tytoniu. Żar w fajce ma temperaturę około 850st/C, i dlatego właśnie należy fajkę opalić, a nie przepalić.

Fajka nie lubi pośpiechu, i żeby korzystanie z niej było przyjemne trzeba posłużyć się następującą procedurą:

– Napełniamy tytoniem 1/3 głębokości paleniska i palimy tak nabitą fajkę 5 razy, w odstępach kilkunastogodzinnych.
– Napełniamy tytoniem ponad 1/2 głębokości paleniska i palimy tak nabitą fajkę 5 razy, w odstępie kilkunastogodzinnym.
– Napełniamy tytoniem prawie po brzegi głębokości paleniska i palimy tak nabitą fajkę 10 razy, w odstępie kilkunastogodzinnym.

Przy codziennym paleniu grubość nagaru nie powinna przekraczać 1mm. Absolutnie niewskazane jest zalewanie fajki mocnymi alkoholami przed wypalaniem (dawne praktyki), może to doprowadzić do uszkodzeń, i jest to barbarzyństwo.

Fajka wymaga troski – czyli używanie i konserwacja

Zaniedbana fajka źle świadczy o jej właścicielu.

– Nigdy nie nabijamy fajki tytoniem po sam brzeg, gdyż pod wpływem temperatury spalania tytoń trochę pęcznieje unosząc się ku górze.
– Zawsze po paleniu wysypujemy cały popiół.
– Nie ryzykujmy wyjmowania od razu rozgrzanego ustnika po paleniu do przeczyszczenia, gdyż łatwo o uszkodzenia.
– Po każdym paleniu i wystygnięciu fajki zalecane jest przeczyszczenie ustnika i przewodu dymowego wyciorkiem.

– By fajka dobrze smakowała, i aby nie pojawiał się przykry zapach, należy dać fajce „odpocząć”, a gdy mamy znów ochotę „popykać”, trzeba sięgnąć po inną fajkę z kolekcji.
– Co jakiś czas palenisko trzeba przeczyścić specjalnym frezem do fajek.
– Iglicą znajdującą się w zestawie niezbędnika trzeba czyścić przewód dymowy, by niepowstały zakrzepy od kondensatu.

Tytoń – jakieś suszone liście o silnym zapachu

By zapoznać się ze wszystkimi odmianami i gatunkami tytoniu, trzeba by zagłębić się w fachową literaturę botaniczną (istnieje około dwunastu rodzajów tytoniu). Zbiory tej rośliny też często mają odmienne procedury i swoje arkana. Tytonie szlachetne (nicotiana tabacum) to gatunki: Black Cavendish, Virginia, Kentucky, Burley, Orient, Latakia, Perique, Maryland, Dark Fired, Brazylia, Java, Havana. O różnej mocy i niekiedy osobliwych zestawieniach aromatycznych.

Nie wystarczy sam tytoń, trzeba go odpowiednio „przyprawić” aromatami, esencjami owocowymi i kwiatowymi olejkami eterycznymi. Występują też różne sposoby pakowania i krojenia, mogą to byś: nitki, talarki, sprasowane kostki (flake).

Anatomia fajki i rodzaje

Fajeczka składa się z następujących elementów: główka, komin, cybuch, gniazdo czopa, ustnik – czop, kanał dymowy i zgryz. Ciekawym modelem jest fajka typu Falcon, która posiada wymienne główki na metalowym cybuchu z „pojemniczkiem” na kondensad oraz fajka kukurydziana Missouri MacArthur. Natomiast Peterson zaprojektował bardzo ciekawy system kanału dymowego. Wyróżniamy 13 typów współczesnej fajki: Billard, Dublin, Pot, Stand-Up Poker, Churchwarden (zwana też telewizyjną lub czytelniczą), Lovat, Liverpool, Aplle, Prince, Bulldog, Army, Bent (Army, Rhodesian, Albert), Oom Paul. Fajki różnią się także od siebie wielkością, i mogą być użytkowane jako tzw. fajka do palenia w fotelu lub fajka podróżnicza (głębokość komina oraz objętość).

Akcesoria fajczarza

Porządne źródło płomienia to sprawa oczywista.
– Niezbędnik składający się z ubijacza, iglicy i „łyżeczki”.
– Wyciorki bawełniane.
– Stojak lub gablotka by dumnie eksponować swoją kolekcję.
– Puszka lub słoik na tytoń. Najbardziej eleganckie są pojemniki ceramiczne ze specjalną gumą na obwodzie pokrywy, chroniącą przed utlenianiem i wysychaniem. Kiedyś używano woreczków skórzanych zwanych „kapciuchem”.
– Frez do usuwania nagaru podczas konserwacji.
– Popielniczka z umiejscowionym wewnątrz korkiem do delikatnego wystukiwania resztek popiołu i wyżłobieniami na odpoczywające fajeczki.
– Woski kosmetyczne do pielęgnacji główek i cybucha.

W przypadku fajek na filtry (najpopularniejsze 9mm, 6mm lub 3mm) lepiej zaopatrzyć się w ich większą ilość na zapas. Bez filtrowe fajki na tzw. skraplacz, wymagają częstszej uwagi i dbałości o czystość, jeśli chodzi o przewód kominowy. Jeśli chodzi o filtry, to ciekawostką jest, że wynaleziono je w latach 30tych XX wieku, w Niemczech. Do fajki, na dno komina dodawało się z początku kryształki tzw. denicoolu, które pochłaniały szkodliwy kondensat, i są one nadal dostępne.

10 przykazań palacza fajki – piękno posiadanych egzemplarzy

  • Kupuj tylko fajki sprawdzonych firm możliwie wysokiej klasy i tylko takie, z którymi jest Ci do twarzy.
  • Miej ich co najmniej trzy, używaj na zmianę, a wypalonej pozwól trochę odpocząć.
  • Tytoń dobieraj tak długo, dopóki nie znajdziesz mieszanki, jaka Ci będzie odpowiadała; kieruj się przy tym zasadą: „Lepiej mniej dobrego – niż dużo złego”.
  • Nową fajkę opal sprawdzonym sposobem, a wytworzona w niej prawidłowo warstwa nagaru uchroni ją przed przepaleniem, sprawi, że będzie Ci smakowała.
  • Nakładaj do fajki tytoń – w dole luźniej, wyżej coraz ciaśniej – i tylko tyle, ile możesz lub zamierzasz wypalić, sprawdzając czy jest dobrze ubity (przy pociąganiu powinien stawiać powietrzu lekki opór).
  • Płomień zapałki lub zapalniczki gazowej (specjalnej) kieruj na tytoń tak, by zatliła się równomiernie cała jego powierzchnia i nie zrażaj się, gdy zabieg trzeba będzie powtórzyć.
  • Miej zawsze pod ręką niezbędnik i parę wyciorków. Stopką niezbędnika przydusić musisz podnoszącą się po zapaleniu warstwę tytoniu, a później regulować ciąg.
  • Do palenia wybierz porę, która do końca pozwoli Ci zachować spokój. Dym pociągaj lekko, nieregularnym pykaniem, a dla ożywienia żarzenia, kieruj niekiedy strumień powietrza przez ustnik w stronę cylindra; trzymaj fajkę z opuszczonym cybuchem, i od czasu do czasu wyjmuj ją z ust.
  • Wypal tytoń do szarego popiołu, i wraz z nim ustaw fajkę w pozycji pionowej, żeby ostygła. Nie dopalone resztki usuń natychmiast łyżeczką niezbędnika.
  • Gdy fajka ostygnie, wytrzep z niej delikatnie popiół (nigdy nie wystukuj fajki o twardy przedmiot), odłącz ustnik od cybucha (zawsze ruchem skrętnym), i przeczyść wyciorkiem od strony zgryzu; podobnie potraktuj cybuch. Troskliwie pielęgnowana fajka będzie Ci długo i wiernie służyła.

Stopnie wtajemniczenia

  • Nowicjusza w paleniu zwie się „Fuksem”.
  • Fajczarz- posiadacz minimum trzech fajek, prawidłowo opalonych, zna też podstawowe rodzaje fajek i tytoni.
  • Znawca- posiadacz co najmniej siedmiu fajek. Potrafi określić ich wartość, opisać kształt, strukturę drewna, zarys usłojenia. Zna się na walorach ustnika.
  • Ekspert- wie prawie wszystko o tytoniu, fajkach i historii. Zgromadził kolekcję najcenniejszych fajek.

Fajka turniejowa – zasady

  • 3gr tytoniu
  • Ubijak z drewna
  • Czas na nabicie wynosi 5min.
  • 2 zapałki
  • Fajka nie może zgasnąć
  • Można w między czasie wysypywać popiół
  • Napoje można spożywać po 10ciu minutach od startu
  • Zabrania się dmuchania w fajkę
  • Dozwolone jest ubijanie przy równoczesnym trzymaniu fajki w ustach

Konkurencja fajki…?

W owym czasie zachwycono się najpierw tabaką, czyli zmielonym tytoniem aplikowanym do nosa (ciekawostka historyczna jest taka, że chusteczka narodziła się dzięki tabace w XVIII wieku). Potem nastała era cygar (si-gar), choć ich ojczyzną jest Kuba, to i tak najstarsze doniesienia mają źródła w cywilizacji Majów i Azteków. Papieros (papelito) największą karierę zrobił najpierw w Hiszpanii, potem w Anglii. Za najlepsze papierosy uznawano jednak Egipskie.

A fajka? Fajki nic nie pokonało, urosła do rangi sztuki. Miała swój lepszy i gorszy czas, ale jest to przedmiot do konsumpcji tytoniu wręcz kultowy. Największe rękodzieła fajkarzy to tzw. autografy (free handy), które są jedyne i niepowtarzalne w swej formie. Wychodząc z pod ręki mistrzów osiągają astronomiczne ceny i wzbudzają pożądanie oraz zachwyt wśród kolekcjonerów na całym świecie.

Fajce poświęcono liczne poematy, eseje, a nawet muzea. Powstały „Kluby Fajki”, zrzeszenia miłośników, zawody w paleniu, a także liczne wystawy arcydzieł. Fajka wywarła trwały ślad w obyczajowości, kulturze i sztuce. Nawet humorystyczne wiersze.

„Jak się masz stary?! Smakuje Ci toto?
Co jak doniczka u gęby Ci wisi,
z gliny czerwonej i obrączką złota,
choć niech mnie ściśnie, podobasz z tym mi się.

Fajka zajęła poczytne miejsce w literaturze, np. przygody Sherlocka Holmesa i jego nieodłączny atrybut myśliciela i analizatora, czyli fajka. Wielu geniuszy, intelektualistów i pisarzy pochłaniała namiętność do fajki. Właśnie, kiedyś namiętnością, a dziś rzadkością jest fajka w ustach kobiet.

„To, co nazywamy kulturą nie wyczerpuje się na dziełach sztuki. Do kultury należy więc nie tylko poznawanie najgłębiej ukrytych cech otaczającego świata materialnego i przekazywanych nabywanych na tej drodze doświadczeń, ale także dążenie do doskonałości. Tym dążeniem jest na przykład kultura wina czy kultura herbaty. Nie ma więc żadnego powodu, aby wykluczyć z tego kręgu kulturę palenia tytoniu. Warto też na marginesie zwrócić uwagę, że samo palenie tytoniu stanowi zjawisko, podlegające historycznej ewolucji, nad którą się nie zastanawiamy, uważając samą czynność palenia za oczywistość.”

Trochę wykraczając poza ramy artykułu

Warto wspomnieć o tym, że w końcu pojawił się e-papieros. Są nawet e-fajki, przypominające swym wyglądem te prawdziwe. Ludzie palą dla nikotyny (która sama w sobie, w małych dawkach, nie jest aż tak szkodliwa), ale chorują z powodu licznych toksycznych substancji, towarzyszących procesowi spalania. E-papieros dokonał rewolucji. Czuć smak, aromat, wypuszcza się dym (właściwie parę), ale nie ma smrodu i spalenizny. Jest o 90 % bezpieczniejszy niż zwykły papieros. Brak procesu spalania powoduje, że ilość związków chemicznych jest znikoma. Z całej grupy w e-dymie, jest zaledwie kilka substancji, takich jak: acetolaldehyd, aceton, akroleina, formaldehyd, gliceryna i glikol (który znajduję się na przykład w kremach, lekarstwach, produktach spożywczych, lodach, a także wytwornicach pary podczas koncertów). W e-papierosach nie ma węglowodorów, metali ciężkich i kadmu, choć cały czas czekamy na kompetentne i jednolite wyniki badań.

„Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Zależy tylko od dawki.”

Paracelsus

„Fajka pobiera swą mądrość z ust filozofa, a zamyka usta głupcom”

W.M. Thackeray

Polecana bibliografia:

„Fajka mniej szkodzi” Z. Turek

„Rozmyślania o fajce i tytoniu” M. Morawski

„Fajka – powtórne narodziny” J. Schmidt

„Tytoniowy szlak” K.T. Toeplitz

04 lip 2019

Kwestie materialne

Materializm

Światem zawsze rządziły, rządzą, i rządzić będą dwie niezmienne: pieniądze i seks. Skupmy się jednak teraz na kwestii materializmu. Pieniądze mogą oznaczać różnice między sytością, a głodem. Bezdomnością, a posiadaniem dachu nad głową. Bezradnością w działaniu, a ekonomicznym zaspokojeniem i związanych z tym możliwościami do dalszego działania. Zdrowiem albo chorobą. Jak wiemy, wiele problemów znika, gdy posiadamy odpowiednią (dla danej jednostki) ilość gotówki na koncie. Pieniądze stały się podstawą wszelkich decyzji, a względy moralne zostały zastąpione przez rywalizację.

Czym są właściwie pieniądze

To tylko niewielkie, powszechne przedmioty w postaci monet lub banknotów, mające na celu umożliwić wymianę towaru lub usługi. Człowiek handlował dużo wcześniej, zanim wymyślił pieniądze. Już ludzie pierwotni wymieniali między sobą różnorakie przedmioty. Rozwój społeczny człowieka doprowadził jednak do podziału na różne zawodowe specjalizacje. Na przykład rzemieślnicy potrzebowali odpowiednich produktów, które mogli zdobyć poprzez wymianę wyprodukowanych przez siebie towarów lub usług, np. na artykuły żywnościowe. Ta forma wymiany – towar za towar – zwana jest barterem. Z czasem jednak pojawiło się zapotrzebowanie na przedmiot, który symbolizowałby wartość samą w sobie i pozwalał ludziom oszczędzać lub kupić dowolny towar czy usługę. Pieniądze same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Z punktu widzenia ekonomii, to po prostu ogólnie przyjęty środek wymiany.

Ewolucja ekonomiczna

Kiedy istniała gospodarka łowiecko-zbieracka, żyło się dzięki wzajemnemu wsparciu. Nie było też gromadzenia dóbr materialnych. Nie było rządzących i rządzonych, tylko równość z silnymi więzami społecznymi. Gdy ludzkość z gospodarki łowiecko-zbierackiej, przeszła na styl rolniczo-pasterski, zaczęła pojawiać się własność prywatna. Doszło wtedy do pierwszych walk o byt i materialne sprawy z tym związane. Upraszczając: kiedyś człowiek, by jeść, musiał polować lub zbierać to, co znalazł w swoim otoczeniu i generalnie mu to wystarczało.

Stare przysłowie mówi: „Daj człowiekowi wędkę, a nie rybę”. Zgadza się, jeśli da się samą rybę i on ją zje, to potem znowu będzie głodny. Wniosek jest taki, że należy ludzi zaopatrzyć w wędki. Ale jak zdobyć wędkę, skoro nie daje się nawet szansy na jej pozyskanie? Istnieje deficyt tych wędek? I tu zaczyna pojawiać się nieproporcjonalne zjawisko przesycenia tymi wędkami jednej grupy (która ma ich nadmiar), względem drugiej grupy, która chciałaby pozyskać możliwość z ich korzystania. Przepaść argumentów między jednymi a drugimi jest gigantyczna. Czy ktoś kiedyś wpadnie na genialny pomysł, by wszelkie prawa ekonomiczne napisać od nowa? Ktoś kiedyś podjął próbę, tylko trochę to wszystko zostało przeinaczone i poszło w złą stronę. System społeczno ekonomiczny jest tak skonstruowany, by pozbawić człowieka wszelkiej indywidualności zarobkowej. Żyjemy w świecie, w którym nie obowiązują klasyczne prawa naturalne, tylko twarde zasady ekonomii.

Biedni i bogaci

Obsesyjne gromadzenie wszystkiego co się da, jak np. pieniądze i uznanie, może być postrzegane jako egoizm i skąpstwo, i może być to spowodowane tym, że taki człowiek przez większość życia mógł być pozbawiony jakichkolwiek dóbr czy możliwości. Takie postępowanie ma swoje uzasadnienie, ale czy poprzez nadmierne wzbogacenie się, nie dochodzi do zafałszowanego przekonania o swojej wartości i narastającej, ciągłej potrzebie udowadniania czegoś, by mieć uznanie i poklask?

Ile słyszy się historii o tym, że ludzie o średnim statusie materialnym mają zupełnie inne podejście do życia niż ci zamożniejsi. Ile jest przykładów i opowieści o tym, że pieniądze degenerują: rozpadają się związki przez szaleństwo zdrad, rozwalają się przyjaźnie, dochodzi do popadania w wyniszczające nałogi. Bywa, że ci, którzy np. wygrywają ogromne sumy na loterii szybko stają się bankrutami. I zazwyczaj jest tak, że zamożniejsi wykorzystują ubogich na każdym kroku. Przykłady można mnożyć.

Oczywiście nie należy też popadać w skrajności. Warto w życiu starać się, i zapewnić sobie najlepszy byt materialny, ale dobrze jest, gdy wszystko to ma jakiś głębszy sens i cel. Nie ma nic złego w chęci pozyskiwania pieniędzy i pomnażania majątku. Ważne jest jednak, by samo gromadzenie środków nie przysłoniło nam spraw, które w życiu są naprawdę istotne jak np. miłość czy przyjaźń. Bieda utrudnia nam szczęśliwe życie, ale pieniądze dają też szczęście tylko do pewnego momentu.

Ktoś, kto wykazuje odrobinę sprytu, zauważy, że tak naprawdę „kasa leży na ulicy”, tylko trzeba to dostrzec, mieć chęć się po nią schylić i podnieść. Wyrobienie w sobie takiego nawyku myślenia przynosi same korzyści, i stwarza nowe możliwości pozyskiwania oraz zarządzania pieniędzmi.

Ciągła pogoń i rywalizacja

Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: chcesz samodzielnie kierować własnym życiem, czy stać się niewolnikiem rywalizacji o grubość portfela, zawartość garażu, czy wielkość domu? Jaki jest sens życia, gdy spędzasz każdy dzień na skupianiu uwagi nad zyskami lub niekończącej się pracy? Jaki jest sens trwania w permanentnym stresie i strachu, gdy myślisz tylko o tym, by nie stracić poziomu życia, i tego, co posiadasz?

Obecnie ciągła pogoń za pieniędzmi i zaspokojeniem materialnym jest zjawiskiem, które nie gwarantuje szczęścia. Ludzie coraz częściej rezygnują z relacji międzyludzkich, pragnąc osiągnąć odpowiedni status zawodowy i materialny. Dobra materialne nie zastąpią przyjaciół, jedynie mogą wnieść złudzenie przyjaźni. Ciągły pęd za zyskiem doprowadza do samotności i zagubienia. Mimo, iż zdaje się, że coś posiadamy, tak naprawdę nic nie posiadamy. Uczucia są warte więcej niż pieniądze, a nałóg pomnażania ciągłych zysków jest wielce zgubny. Już niejeden się o tym przekonał. Rywalizacja o stan materialny, to wyniszczająca pułapka. Mówi się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale czy nie jest tak, że coraz więcej jedzenia poszerza gardło, do coraz większej konsumpcji? Tak samo kolejną wartością, którą nie powinniśmy mierzyć w pieniądzach, jest intelekt. Człowiek zamożny (najczęściej sponsorowany przez rodziców) kończy uczelnie, i ma złudzenie posiadanej wiedzy. Pozostanie zwykłym cwaniakiem z dyplomem, w fałszywym przekonaniu o swej wyższości.
Obecnie to nie idee napędzają ludzi do działania, ale niepohamowana chęć zaspokojenia coraz to nowych potrzeb materialnych.

Chęć zysku dla samego zysku

To nie pieniądze, które ułatwiają nam funkcjonowanie, powodują kłopoty. To materialistyczna obsesja pomnażania bogactwa dla samego bogactwa jest źródłem pewnych problemów i dominujący fanatyczny wręcz materializm. Zdobywanie pieniędzy stało się celem samym w sobie, a każda kolejna szansa pomnożenia zysków przysłania wszystko. Sama wartość psychologiczna czy emocjonalna znacznie przekracza wartość ekonomiczną, a pod otoczką ekonomicznych uzasadnień może się kryć potrzeba redukowania wewnętrznych konfliktów. Racjonalizowana potrzeba bezpieczeństwa wynikająca z posiadania pieniędzy i uzasadniająca ich gromadzenie, może jednocześnie spełniać atrybuty siły, władzy, wolności i społecznego prestiżu. W przypadkach zaburzeń emocjonalnych, pieniądze mogą się stać przyczyną obsesji, a nawet szaleństwa. Dla niektórych mogą być substytutem miłości, kształtującym przekonanie, że można kupić lub sprzedać szacunek i akceptację innych ludzi. Wreszcie pieniądze mogą działać jak narkotyk, bo są uzależniające. Jako niezwykle silny motywator dają natychmiastową nagrodę. Ten narkotyczny wymiar pieniędzy niesie ze sobą ogromne zagrożenie: potrafi zniszczyć system wartości, relacje międzyludzkie, normy etyczne, a nawet doprowadzić do zaburzeń psychicznych.

Dobra a przepych – kolekcje i pasje

Ktoś, dla przykładu, inwestuje w numizmaty, inny kolekcjonuje kufle do piwa, kolejna osoba jest audiofilem. Są też tacy, którzy kolekcjonują samochody lub motocykle albo biżuterię. I wszystko w porządku, dopóki jest to nieszkodliwe hobby, pasja i kolekcja. Problem zaczyna się wtedy, gdy wszystko się temu podporządkowuje. Czy dobra materialne, które dają nam spełnienie poczucia posiadania są sposobem na życie i funkcjonowanie, czy dane zachowanie jest już zaburzeniem? W dużej mierze zależy to od tego, jaką kulturą nasiąkliśmy, jakie mamy wpojone normy i wartości, jak kształtuje się nasza realna sytuacja ekonomiczna, i na jakim etapie życia jesteśmy. Wszystko to są zmienne, wynikające z uwarunkowań, w jakich funkcjonujemy. To właśnie kształtuje nasze postawy wobec pieniędzy. Większość ekspertów uważa, że materializm jest narzędziem do zapychania dziur w poczuciu własnej wartości, by coś kompensować.

Syty nie zrozumie głodnego, a głodny nie zrozumie sytego

Bieda powoduje stały strach i ograniczenia, jest to oczywista zależność. Są sytuacje w życiu, gdy walka o byt przysłania wszystko. Człowiek jest tak skonstruowany psychicznie i biologicznie, by w pierwszej kolejności zaspokoić własne, podstawowe potrzeby, i póki tego nie zrobi, nie będzie w stanie zająć się niczym innym. Prawda jest taka, że z pustym żołądkiem i brakiem dachu nad głową oraz z ograniczonymi możliwościami nie można wiele zdziałać, a i syty (lub przesycony wręcz) nie pojmie pewnych zależności. Działa to też w drugą stronę: głodny nie zrozumie wahań i rozterek osoby, która zaspokojenie podstawowych potrzeb materialnych ma już za sobą, i gdy dochodzi wręcz do pewnych paradoksów jak marnotrawstwo i rozrzutność. Wtedy wydawanie pieniędzy na bzdury, kolejny remont mieszkania w ciągu krótkiego czasu lub wyrzucenie na śmietnik fotela czy stołu, który akurat nie pasuje do wystroju, zakrawa na fanaberię, by poprawić sobie nastrój. Jest to metoda na redukowanie negatywnych emocji. W przypadku tej postawy występuje prosta strategia – jeśli jest Ci źle, to idź na zakupy. Takie zachowanie nie rozwiązuje sytuacji i złych emocji. Jest to tylko chwilowa zmiana. Dochodzi tu do pewnych nieporozumień, bo trudno oczekiwać od osoby, której podstawowe potrzeby życiowe nie są zaspokojone, aby wznosiła się w rozumieniu na „wyżyny” i pojęcia pewnych niby – wartości. Gdy zmiany są incydentalne, i by nie otaczać się tzw. dziadostwem rodem z minionej epoki, to nie ma w tym nic dziwnego. Gdy jednak staje się to nawykiem, może być już formą zaburzenia przez przesycenie pieniędzmi, na zasadzie: „Nie wiem już co z tą forsą robić. Zrobię remont – wywalę wszystkie meble oraz jedzenie, i kupię nowe. Piątą szafę zapełnię kolejnymi ciuchami, bo przecież nie mam w co się ubrać, a potem zainwestuję w psychoterapię i usługi jakiegoś szarlatana, zażywając kolejny zestaw psychotropów.”

Byt określa świadomość

Nasze postawy i stosunek do pieniędzy kształtują się od dzieciństwa oraz kręgu kulturowego w jakim dorastamy. Wszystko to razem wpływa na nasze podejście materialne w życiu dorosłym. Wiele zależy od statusu najbliższych, zwyczajów wobec zdobywania i wydawania pieniędzy. Sprawia to, że albo pieniądze stają się dla nas środkiem do osiągania celów, będąc „dobrym sługą”, albo celem samym w sobie, stając się naszym „panem”. Wpływ na to mają również pewne zachowania rodziców wobec dziecka w sprawie dawania pieniędzy i kontroli zasobów. Kupowanie miłości dziecka przez nieograniczone obdarowywanie, przyniesie potem same negatywne skutki.

Im bardziej pożądamy rzeczy, tym bardziej niepewnie się czujemy i tym więcej mamy potrzeb: bo sąsiad ma nowy samochód, kolega większy dom, a koleżanka droższe buty. Zawsze jest ktoś, kto będzie miał więcej i lepiej. Pewne dążenia są jak próba napełnienia wodą dziurawej miski.

Mieć oznacza być?

Przekonanie o własnej sile dzięki pieniądzom może prowadzić do chęci manipulowania innymi. Prawdą jest, że za środki finansowe możemy dziś praktycznie mieć wszystko. Szczególnie media i showbiznes, by podsycić konsumpcję, kreują taki obraz świata, w którym bez dużych pieniędzy, najnowszych gadżetów, ubrań czy samochodów jest się nikim. Czy nie zatracamy się w tym pędzie ku bogactwu? Czy nie zapominamy przez to o rzeczach znacznie ważniejszych? Człowiek o takiej postawie obsesyjnie dąży do gromadzenia jak największego majątku, ponieważ w ten sposób postrzega drogę do zdobywania władzy i statusu społecznego. Ocenia innych przez pryzmat posiadania i przez ten sam pryzmat nawiązuje lub zrywa kontakty społeczne. Mieć oznacza być – to życiowa maksyma władcy, który przez znaczną część życia myśli tylko o tym, jak zdobywać i pomnażać dobra materialne.

„Wędrujący na pustyni, głodny i spragniony, znajduje sztabkę złota. Cieszy go to znalezisko niesamowicie, ale nie nasyci tym swego głodu i pragnienia.”

„Zamożny człowiek nie jest świadomy, że los pieniędzy mu nie podarował. Los tylko mu te pieniądze pożyczył.”

„Często bieda to stan umysłu, a nie stan konta.”

„Prawdziwe bogactwo, to nie to, ile Twoja praca pozwoli Ci zarobić, ale to kim Cię uczyni.”

„Biedny boś głupi. Głupi boś biedny.”

„Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że coś <da>, tzn. że zabierze Tobie, bowiem rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy.” M. Thatcher

„Za pieniądze można mieć:
-zegarek, ale nie czas,
-budynek, ale nie dom,
-seks, ale nie miłość,
-lekarstwa, ale nie zdrowie,
-posadę, ale nie poważanie,
-władzę, ale nie szacunek,
-ubranie, ale nie dobry gust.
Można mieć, ale nie być.” K. Grochola

Polecany film animowany: „Happiness” , autor Steve Cutts

Korzystałem m.in. z ekonomicznych artykułów z prasy i internetowych stron tematycznych.

13 maj 2019

Kaganiec oświaty

Kaganiec oświaty

Chyba większość z nas wspomina szkołę powszechną jako koszmar, gdzie nauczyciel przez nachalną indoktrynację, przekazywał informacje na temat określonego zagadnienia, a zadaniem uczniów było zapamiętanie treści, o których mówił pedagog. Mimo pewników psychologii rozwojowej i neuronauki, które określają, że system jest nieskuteczny, wręcz szkodliwy dla rozwoju, trzyma się on w najlepsze. Szkoła z lubością tkwi w skostniałym schemacie tzw. „modelu pruskiego”, który zakłada zaprogramowanie oraz podporządkowanie sobie posłusznych robotników, jak w opresyjnym ustroju absolutnym brygad pracowniczych w fabryce. Edukacja jest jak stary, butwiejący płot – skoro cały czas stoi, to po co go remontować. Dlaczego nikt nie zmienia absurdu? Bo wszyscy godzą się na wady, uznając je za naturalne.

Proces uczenia się – „wow, to może być fajne i ciekawe”

Należy zwrócić uwagę na dopaminę, jako neuroprzekaźnik o działaniu adrenalinopodobnym (określany często przez badaczy mianem substancji ciekawości, zachowań eksploracyjnych i poszukiwania nowości). Dopamina zwiększa jasność myślenia oraz wzmacnia koncentrację. W tym czasie neurony są aktywowane, a włókna tych neuronów rozgałęziają się szeroko w korze czołowej. W pewnym momencie, pojawia się dobry nastrój i naturalna chęć do działania. Dana informacja czy zdarzenie jest dalej przetwarzane przez mózg i trwale w nim zapisane, czyli zachodzi proces uczenia się. Bez dopaminy proces uczenia się i długotrwałego zapamiętywania zwyczajnie ustaje. Aktywuje się ona jednak tylko w określonych, sprzyjających warunkach.

Szkoła ze swoją edukacyjną fikcją nie potrafi wzbudzić zafascynowania światem. Powoduje efekt odwrotny do zamierzonego, gdzie raczej będą potrzebne potem antydepresanty.

Akademia Smorgońska

Od dzieciństwa robią nam pranie mózgu. Np: „…o, jaki piękny wierszyk. Wyrecytuj…”, „…naucz się życiorysu poety na pamięć…” , „…wylicz zadanie…” , „…zapamiętaj wzór i definicję…” , „…nie dyskutuj ze mną nad interpretacją, bo ocena niedostateczna…” , „…to ci się kiedyś przyda, więc masz to zapamiętać…” , „…nie obchodzi mnie, że się tym nie interesujesz…” , „…jak możesz nic nie wiedzieć o cyklu rozwojowym pierwotniaka…” , „…to ty nie wiesz jakie są prądy morskie u wybrzeży RPA…” , „…dlaczego nie czytałeś lektury…” , „…przedstaw rozwój wydarzeń w XVI wieku…” itp. itd.

Przeładowanie informacjami, które nie są do niczego potrzebne i presja, która przyczynia się do chronicznego stresu, fobii oraz niechęci, skutkuje tym, że nie ma ani grama motywacji do poznawania świata, bo nudne sprawy są przedstawiane z góry w nudny sposób. Autokratyczny system tzw. wiedzy szkolnej i fałszywe przekonanie o pewnej przydatności, po przez narzucenie owej wiedzy powoduje, że nikt nie umie odpowiedzieć na proste pytanie: do czego przyda się przedstawiana wiedza, która jest wciskana? Może do teleturnieju?

Wpisuj się w nasze myślenie albo przegrasz

System szkolny wymaga pełnego podporządkowania. Osoby wyłamujące się są traktowane z pogardą jako bezwartościowe, okaleczone. Celem staje się zdobywanie ocen, a nie poznawanie świata. Masowe „produkowanie” ludzi podległych, polega na tym, że nauczyciele czują się „zwierzchnikami” uczniów i cały czas traktują ich jako uczniów, a nie ludzi, w których zachodzą zmiany. Polityka strachu, kiedy to nauczyciele traktują błędy jako oznakę „bycia gorszym”, kształtuje psychikę raz na zawsze i jest najważniejszym powodem, dla którego tak wielu żyje nudnym życiem.

Uwolnić z ciasnych ram zakuwania

Powtórzmy: neurobiologicznie mówi się o tym, że uczenie się, to powstawanie trwałych zmian w zachowaniu, będących efektem doświadczenia, a słyszy się cały czas o tym, że trzeba zachować zasadę 3xZ (Z.Z.Z.): Zakuj, Zdaj, Zapomnij. Tak jak: wysłuchaj, zapamiętaj, naucz się na pamięć, nanieś na kartkę, zdobądź cyferkę. To jest: kopiuj – wklej. I do czego to? I po co? Aktualność pewnej wiedzy musi ulegać transformacji, by miało to sens i znaczenie. To nie jest wina nauczycieli, że podlegają systemowi, który nie daje możliwości efektywnej i praktycznej nauki oraz podstaw psychologii. Powoduje to narzucony reżim, a skutki tego są takie, a nie inne, i których nie da się już naprawić.

Edukacyjna obsesja

System ignoruje fakt, że dla każdego co innego może być ważne, bo każdy jest inny. Nie jest tak, że wszyscy uczniowie osiągają ten sam etap w tym samym czasie. Ani matma ani język polski, czy plastyka albo muzyka, czy wf albo fizyka, czy biologia, nie są ważniejsze jeden od drugiego. Należy już na początku określić swoje zainteresowania i priorytety oraz ścieżkę rozwoju i na tym się skupić, za tym podążać. Dobrze by było, żeby istniała płynna lawiracja przedmiotowa na zasadzie, że jedna zależność wynika z drugiej, a nie hierarchizować przedmioty. Należy wtedy kłaść nacisk na dany przedmiot, który jest dla kogoś najważniejszy i do którego ktoś ma predyspozycje. A wygląda to tak, że cały czas chodzi jedynie o cyferki zwane ocenami, by zachować pęd do kolejnego etapu, gdzie wynik staje się ważniejszy niż działanie i rozliczanie z tych wyników, a nie ze stosowania wiedzy w praktyce. Niestety taka forma nauczania jest zupełnie sprzeczna z potrzebami. Czemu to służy, statystyce? Czy zdobycia świadectwa? Ale świadectwa czego…?

Bezużyteczny relikt i skansen

Szkoła systemowa tłumi, zamiast rozwijać. Zbyteczna, niepotrzebna wiedza szkodzi, bo „jak się ma coś zbytecznego, nie ma się czegoś potrzebnego.” Nie da się wykorzystać pewnych rzeczy w naturalnym kontekście sytuacyjnym do radzenia sobie z rzeczywistością. Karygodne jest też podejście na zasadzie: „Skoro my przetrwaliśmy, to Ty też przetrwasz”. No nie, to tak nie działa. Z pokolenia na pokolenie samoświadomość jednostki się zwiększa i to już nie jest tak, że synuś lub córcia, przyniesie do domu same piątki, ale będzie tak naprawdę kłębkiem nerwów, bo zaspokaja ambicje rodziców i systemu, będąc jednocześnie nieprzystosowanym do samodzielnego myślenia, i co za tym idzie – życia. Ogromny stres i frustracja, nastawienie na wynik, a nie na przydatność wiedzy. Poza tym, nic oprócz tych cyferek nie będzie znaczyć, ani teraz, ani w przyszłości. Pozostanie tylko sztucznym tworem systemu, wypełniającym jakże wzniosłe, kolejne rubryki w tabelce życiorysu. System edukacyjny w obecnym kształcie nie wspiera procesów zdrowego rozwoju poznawczego, emocjonalnego i społecznego uczących się. Nie ma nauczania użytecznych rzeczy w inteligentny i atrakcyjny sposób.

Jedynie badając naukowo rzeczywistość i stosując krytyczne myślenie, uczymy się zdobywać nowe, rzetelne informacje, niż stosować powierzchowny osąd. Przez swobodny rozwój i pogłębianie zainteresowań, wzbudzanie fascynacji, zachęcanie do dyskusji, analizowanie oraz weryfikowanie źródeł i sensu. Niestety młodzi ludzie zapamiętują niewiele z tego, co usłyszą, bo samej wiedzy o czymś, nie da się ot tak włożyć nikomu do głowy.

Szkoła dla ucznia, czy dla systemu

Edukacja jest zepsuta, ponieważ uczy kochać sukces. Z egzaminów i stopni zrobiono sprawdzian inteligencji i wykształcono umysły chytre, umiejące unikać zasadniczych problemów ludzkich z naciskiem na rywalizację, a nie współpracę. W szkołach tradycyjnych najbardziej niekorzystne jest to, że nie ma znaczenia jakim jest się człowiekiem, czy ktoś ma pasje, czy jest kreatywny, otwarty na innych. Ważne by miał dobre oceny. Brak decyzyjności i wyboru tego, czego ktoś chce się uczyć, by mieć wpływ na samorozwój, to jest właśnie narzucanie schematów, zamiast myślenia, aby zasilać kolejne szeregi uzurpatorów bez wykształcenia o pozorach użyteczności.

Młodzi ludzie są narażeni na przebywanie w otoczeniu pełnym presji, rywalizacji i niespełnienia osobowościowego. Całymi dniami przebywają w świecie sprzecznym z realnym życiem, gdzie wszystko jest dalekie od zainteresowań i potrzeb. Gdzie zamiast zachęcać do poszerzania horyzontów, się je ogranicza. Czy szkoła ma coś mądrego do zaproponowania? Czy rewolucja kiedyś nastąpi? Czy zniknie upośledzony system, i niekończąca się dyskusja o tym, czego i jak uczyć? Pewnie jest to jak walka z wiatrakami…

Cytat z prasy:
Czasami mam wrażenie, że szkoła zamiast kształcić, zamyka nas w pudełku i zabrania zdobywania nowej wiedzy. Uczymy się o tym, kto był królem 200 lat temu, czy recytujemy jakiś wiersz, a często nie wiemy jak żyć. Uczymy się o przeszłości zamiast zrozumieć teraźniejszość i samego siebie. Uczymy się o związkach chemicznych, a nie wiemy nic o międzyludzkich. Uczymy się zasad dynamiki, a nie umiemy nadążać za zmianami. Uczymy się definicji, a nie wiemy co to miłość i samoakceptacja. Szkoła powinna być miejscem gdzie uczniowie się nie boją innych, gdzie wolność słowa jest czymś normalnym, a uśmiech reakcją naturalną, nie może być też bólu ani zranienia. Jesteśmy szufladkowani przez liczby na papierku. Jesteśmy poniżani i wyśmiewani przez ludzi, od których akurat potrzebujemy pomocy. Czy naprawdę te liczby są tak ważne? Najwięksi geniusze byli najgorsi w szkole. Nie wszyscy potrafią stłamsić swoją osobowość i dopasować się do wymogów. Mamy się uczyć wszystkiego, nieważne czy nam się to przyda czy nie, i tak zapomnimy o tym po kilku dniach. Przecież oceny są najważniejsze, a nie to co mamy w głowach. Szkoła- miejsce, w którym od dziecka jesteśmy przystosowywani od świata, który nie istnieje. Nie mamy czasu na nic, a nikt nas nie nauczył tego, jak zatrzymać czas, aby nasza młodość nie minęła.”

Piosenka zespołu Turbo pt. „Dorosłe dzieci” (fragment)

„Nauczyli nas regułek i dat.
Nawbijali nam mądrości do łba.
Powtarzali, co nam wolno, co nie.
Przekonali, co jest dobre, co złe.

Odmierzyli jedną miarą nasz dzień.
Wyznaczyli czas na pracę i sen.
Nie zostało pominięte już nic.
Tylko jakoś wciąż nie wiemy, jak żyć!

Dorosłe dzieci mają żal,
Za kiepski przepis na ten świat!
Dorosłe dzieci mają żal,
Że ktoś im tyle życia skradł!”

„Nie myśl, że jak masz jakiś tytuł naukowy, to jesteś mądry. Jest mnóstwo ludzi z prawem jazdy, którzy nie umieją jeździć.

„Im więcej się uczymy o tym, co nas interesuje, tym łatwiej nam to przychodzi.”

„Szkoła przygotowuje do życia w świecie, który nie istnieje.” A.Camus

„Nigdy nie pozwoliłem mojej szkole stanąć na drodze mojej edukacji.” M.Twain

„Ja się nigdy nie uczyłem, więc szkoła nie zniszczyła we mnie inteligencji.”

„ILOŚĆ SZKÓŁ NIE CZYNI MĄDRYM, TAK JAK STOS CEGIEŁ NIE CZYNI DOMU.”

Wspomagałem się artykułami z prasy i własnymi obserwacjami.

25 mar 2019

Niebezpieczny ekshibicjonizm

Nie ma już żadnej prywatności. Globalne korporacje zasysają nasze dane w zamian za usługi, i odbywa się to nie dość, że za własną zgodą, to w dodatku bez ograniczeń i śladów. Nigdy w historii ludzkości nie było sytuacji, żeby jakaś organizacja kontrolowała komunikację miliardów ludzi. Doszło do tego, że to nie my używamy technologii, tylko ona nas. Przestajemy mieć wpływ na narzędzia, które opracowano, by ułatwiały nam życie, a w rzeczywistości przyczyniają się one często do naszego nieszczęścia, i kontrolują każdy aspekt naszej egzystencji. Przestaliśmy zwracać uwagę na zagrożenia, nabywając wspaniałe cyfrowe umiejętności. Społeczeństwo traci kontakt z rzeczywistością. Wirtualny świat przysłania już wszystko.

Wieczne wpatrzeni w „czarne lustro”

Każdy ma przy sobie osobistego szpiega czyli telefon, który generalnie służy do rozmów i smsowania. Użytkownik obsługujący ekran nie rozumie, jak działają obecnie mechanizmy tej wygody. Nie ma pojęcia, jak kliknięcie w daną funkcję zmienia jego życie, i jak urządzenie staje się niewyczerpalnym źródłem informacji. To potężne narzędzie śledcze. Trzymamy na nich gigabajty prywatnych danych. Instalujemy różne aplikacje bez opamiętania, często nieświadomie wyrażamy zgodę na dostęp przez komunikatory do różnych danych, i stajemy się jak pozostawiona na stole otwarta książka. Obecnie rozwiązania technologiczne, które uważamy za ułatwiające życie, mają w rzeczywistości inne zadanie – zbierać jak najwięcej danych, które stają się przedmiotem handlu, i tak właśnie korporacje (i nie tylko) budują swoją potęgę.

Urządzenie już dawno wie

Tak zwane Inteligentne domy i zintegrowane z nimi urządzenia już przesyłają dane na temat: kiedy śpisz, kiedy się budzisz, ile czasu gdzieś przebywasz, i co aktualnie robisz itd. Już domowe wi-fi pozwala na zeskanowanie mieszkania, bez żadnej świadomości lokatorów, oraz na swobodną rejestrację np. rozmowy telefonicznej. To, czego używamy, i co uważamy za ułatwienie w życiu, zawiera gigantyczną bazę informacji, i sami to podsycamy.

Różne portale społecznościowe raz na jakiś czas włączają losowo na mikrosekundy mikrofon smartfonów czy laptopów, i wyłapują z tego frazy. Potem ludzie się dziwią, że wspomnieli o czymś, a algorytmy podsuwają sugestię: „o, o tym ostatnio mówiłem”. To są potężne narzędzia, często ze złymi zamiarami. Należy też zwrócić uwagę na takie zjawisko jak ulot elektromagnetyczny urządzenia.

Społeczeństwo nadzorowane

Złudzenie prywatnej i wygodnej codzienności, polega na tym, że: zainstalowałeś aplikacje lub posługujesz się jakimś komunikatorem? Zapłaciłeś telefonem lub kartą w sklepie? Świetnie, właśnie padłeś ofiarą firm handlujących danymi, lub innym zainteresowanym Tobą organizacjom. Integracja danych i usług powoduje, że w jednym miejscu gromadzone są informacje na temat zwyczajów, upodobań czy wydatków. Kto wie, może już pewne informacje zostały przechwycone, i będą przez kogoś wykorzystane w przyszłości, i już nic nie można z tym zrobić.

W większości przypadków, nikt i nigdy nie dowie się, że był w jakiś sposób sprawdzany. Na podstawie wręcz banalnych danych, można ustalić szczegółowy profil osoby, która kogoś interesuje, a nawet przewidzieć kolejne jej zachowanie: co i z kim, gdzie, kiedy, i jak długo będzie robić następnego dnia. Przy odrobinie sprytu i analitycznego myślenia, można dowiedzieć się i skompletować masę danych. Ofiarowana wygoda, zwiększa nasze zaangażowanie, co z kolei dostarcza większej liczby danych. Pewne procesy są tak zmonopolizowane, że wiedzą o nas wszystko, tylko dlatego, że na to sami pozwalamy.
Różnego rodzaju instytucje, urzędy, sklepy, a w szczególności banki (które zmierzają do tego, żeby w przyszłości całkowicie zlikwidować płatność gotówką), dążą do tego, żeby pozbawić obywateli wolności. Nawet działy HR przy potencjalnym zatrudnieniu stosują social screening.

„Nie pamiętasz za co, i ile płaciłeś w danym dniu cztery miesiące temu lub gdzie byłeś, i co robiłeś osiem miesięcy temu o tej godzinie – nie ma problemu zaraz Ci przypomnę.”

Czasy absurdu

„…największe zagrożenie tkwi między krzesłem a klawiaturą…”

Kult masowej głupoty urósł do rangi wspaniałej cnoty. Potrzeba udowadniania, że się istnieje, jest już skrajnie nużąca. Rejestrowanie każdego fragmentu życia i siebie w roli głównej, przerodziła się w jakąś obsesje. W naturze ludzkiej leży chwalenie się wizerunkiem, ale trudno już zrozumieć, z jak wielką miłością do siebie ludzie się fotografują. Na początku to wszystko miało być tylko do wymiany poglądów i foto newsów. Teraz, aż ciarki przechodzą, bo na portalach społecznościowych już jest wszystko. Wspierani przez złudzenia, ludzie wpadli w rytuał codziennej archiwizacji życia. Począwszy od zdjęć obiadu po zdjęcia własnej dupy, którą fotografują i nagrywają, żeby wszyscy przekonali się, jacy to są wspaniali. Wszelakie portale społecznościowe są niezwykle zgubne (pomijając już, że to zwykła, światopoglądowa mielonka, tych samych, w kółko powtarzanych treści), bo poddają użytkowników nieustannej, masowej inwigilacji. Są to narzędzia o niespotykanym potencjale manipulacyjnym, i coraz bardziej zachłanne.

„…portale społecznościowe to najbardziej przerażająca maszyna szpiegująca, jaką kiedykolwiek wymyślono. Baza danych o wszystkim i totalna inwigilacja…”

„A co może grozić takiem małemu, szaremu człowieczkowi jak ja?”

„Wielki brat” czuwa, nakładając wciąż nowe maski, i nie mamy nad tym żadnej kontroli oraz nadal nie rozumiemy pewnych zasad. Już samo (wymuszone obecnie) wyrażenie zgody by przeglądać jakąś stronę w internecie (pliki cookies – tak, wyrażam zgodę/chcę przejść dalej), powinno dawać do myślenia. Co może zrobić aplikacja, która zbiera info na mój temat? Dane z niej natychmiast zostają sprzedane i wykorzystane np. do firm prowadzących statystyki, firm ubezpieczeniowych lub medycznych. Może za kilka lat pójdzie ktoś po poradę do jakiejś instytucji i dowie się, że: „o, widzę, że Pan/Pani już się interesowała nasza usługą dłuższy czas temu.” Albo: „widzę, że u konkurencji robi się zakupy i pyta o pewne produkty, a nie u nas.” Lub: „Warto założyć aplikację. Jest taniej i spersonalizowana bardziej jest oferta.” Oraz: „aaa, to Pani tam wtedy pracowała.” Tak, każda informacja, którą się posegreguje i przepuści przez odpowiednie algorytmy, staje się kopalnią wiedzy, sugestią, i manipulacją użytkownikiem. Stworzona po to, by człowiek chciał tylko funkcjonować w świecie danego monopolisty i gracza. Potem z człowieka da się czytać, jak z kartki po jego cyfrowych śladach. Na podstawie nawet skąpych danych, kilka chwil wystarczy, by poznać kogoś lepiej niż np. życiowy partner.

„Porządny obywatel najbardziej powinien się obawiać ludzi, którzy twierdzą, że porządny obywatel nie ma się czego obawiać.”

Paranoja? Być może, ale oparta na faktach

Ten, kto ma dostęp do pewnych baz danych, może patrzeć z oddali na osobę, i wydobyć to, co się chce. To świadomie wrzucamy pewien przekaz jak np. obecne wakacje, codzienność, gdzie teraz jesteśmy, z kim i co jemy w danej chwili, i co właśnie kupujemy. Można mieć potem pretensje tylko do siebie. Nawet jeśli byśmy tego pilnowali, to i tak portale wiedzą więcej niż nam się wydaje. Czasami wystarczy trochę inteligencji i trafnej dedukcji, a identyfikacja osoby, która nas interesuje i pewne informacje o niej, to kwestia kilkudziesięciu kliknięć.

Jak było już powyżej, ludzie są w stanie oznajmić światu, jakiej to dziś piękniej defekacji zaznali w kiblu, ile za coś zarobili lub co lubią , a czego nie, kto dla kogo jest kim itd. itp. i chwaląc się tym, nawet nie zdają sobie sprawy z tego, na co się narażają. Można zdobyć najbardziej skrywane dane, bo urządzenia dowiedzą się wszystkiego.

Przypadek nr 1 – złodzieje

Pewna fanka mediów społecznościowych, wiecznie podłączona do różnych portali, wybrała się na wakacje. Oczywiście swój telefon obdarzała wręcz kultem graniczącym z obsesją. Robiła zdjęcia i filmy z prawie każdego momentu swojego życia, i wrzucała je do sieci. Tak też było i tym razem, gdy informowała (oczywiście na bieżąco), że właśnie się pakuje, że teraz jest na lotnisku, że już siedzi w samolocie, że już doleciała itp. Wszystkie chwile były relacjonowane. Obserwujący przestępcy tylko na to czekali. Bez stresu dokonali włamania i okradli mieszkanie.

Przypadek nr 2 – dziewczyna mijana na ulicy

Pewien facet zafascynował się urodą pewnej kobiety, którą spotykał od czasu do czasu w swojej okolicy. Mijali się na ulicy, czasami w sklepach podczas zakupów. Z natury był nieśmiały, i nie wiedział jak zagadać. Obserwował tylko, co kupuje, jakie ma zwyczaje konsumenckie itp. Postanowił, że ją odszuka, ale nie wiedział jak się za to zabrać. Po pewnym czasie, zupełnie przypadkiem, odkrył jej profil w mediach społecznościowych, i dzięki temu miał już imię, nazwisko, oraz wiek. Kwestią czasu było to, że zdobył o niej wszystkie informacje, takie jak: przyzwyczajenia, zainteresowania, gdzie pracuje, jakie ma wykształcenie, co i gdzie lubi robić, gdzie mieszka, jaki ma numer telefonu, kiedy ma urodziny. Wszystko było w sieci podane jak na tacy. Brakowało by tylko tego, by wiedział jaki ma cykl menstruacyjny dzięki aplikacji. Nigdy się nie spotkali twarzą w twarz, i nigdy ze sobą nie rozmawiali, ale miał ogromną wiedzę na jej temat, i gdy gdzieś kiedyś przypadkiem ją mijał, w myślach się uśmiechał, że wie o niej mnóstwo, a ona nie jest nawet tego świadoma.

Przypadek nr 3 – koledzy z pracy i finanse

Między dwoma kolegami w miejscu pracy wywiązała się dyskusja o zarobkach. Od słowa do słowa, i jeden drugiemu zarzucił; dlaczego na tym samym stanowisku, i przy tych samych obowiązkach jest taka rozbieżność w zarobkach. Faktem jest, ze jeden miał dłuższy staż pracy w firmie, co nie znaczy, ze można wykorzystywać tego z krótszym stażem. Ale nie chodzi o to. Dialog mniej więcej był taki:
– Ściemniasz cały dzień, a ja biegam z wywalonym jęzorem, i poświęcam się dla całej firmy.
– O co ci chodzi?
– No tak, jak masz takie zarobki, to się wykaż też czasami, a nie tylko uniki, i gadasz głupoty jak to ty mało zarabiasz. Za co masz taką premię?
– Ja wcale nie mam tyle, ile ci się wydaje.
– Taaak??! To ja ci to udowodnię! Robisz aferę o każdą złotówkę. Chwalisz się niby jakimś stanem posiadania, a jak co do czego przyjdzie, to mówisz, że cię nie stać.

Dzięki pewnym znajomościom i odrobiny sprytu, kolega udowodnił koledze, że zwyczajnie kłamie, gdy rzucił mu na stół kartkę z zapisem zarobków z ostatnich wypłat. Facet skulił ogon pod siebie, opuścił głowę, i nic nie miał do dodania.

Koszty psychiczne

Często nie zdajemy sobie sprawy ze skali zjawiska, jakim jest zawłaszczenie prywatnego świata. Dotyczy to przede wszystkim tzw. „madek”, które wrzucają do sieci foty swoich „bombelków”. Tacy rodzice pozbawiają prywatności swoje dzieci, i odbierają im intymność, co po latach może wpłynąć na ich rozwój i relacje. Od maleńkości wpaja się im, że jeśli nie zaistnieją w sieci, to nie zaistnieją w ogóle. Jest to smutne, bo jak taki mały człowiek potem dojrzewa i dorasta, momentalnie ma krzywy obraz rzeczywistości. Staje się człowiekiem samotnym, z wykoślawionym systemem wartości i zaburzonymi relacjami, bo wiecznie porównuje się z innymi. W konsekwencji potem pojawiają się negatywne stany psychiczne, jak znudzenie światem i otoczeniem, zrezygnowanie, smutek, poprzez niezauważalną manipulację mediami. Wybuch możliwości mediów i potem utrata kontroli nad tym, co w nich robimy, doprowadziła do tego, że coś, co w założeniu miało byś darem, stało się niekończącą udręką. Ale to już jest osobny, obszerny temat z dziedziny psychologii i socjologii.

Świadomy wybór – czyli nie co, a jak użytkujesz

„to nie broń zabija, tylko człowiek ją użytkujący”

Ktoś zadał z pozoru łatwe pytanie: „Czy samochody powinny mieć pasy bezpieczeństwa?” Przecież są niewygodne, ale zakładamy je na siebie w fotelu przed wyruszeniem autem w drogę z powodów oczywistych. Tak samo powinno być z użytkowaniem wszelkiego rodzaju świata wirtualnego. Należy unikać kont wielkich korporacji, co nie oznacza że te niszowe też są lepsze.

Ludzie żyją w zamkniętych bańkach światopoglądowych, przygotowanych przez algorytmy, i tracą czas na rzeczy niepotrzebne, zamiast skupić się na tym, co naprawdę ważne. Kiedyś telefon zbliżał ludzi, teraz oddziela od siebie bliskich. A nie jest lepiej doświadczać życia na własnych zasadach, a nie na tym, co narzucają korporacje, media społecznościowe czy gadżety?

Wszystko jest zdigitalizowane: filmy, muzyka, gazety. Wystarczy jeden kryzys globalnej sieci cyfrowej, a wszystko szlak trafi. Widać już miny ludzi nałogowo przywiązanych do mediów społecznościowych i ich szok 🙂

Nie ma już żadnej tarczy ochronnej na własne życzenie. Nie ma już, i nie będzie możliwości odejścia od pewnego postępu, wręcz trzeba z nim iść! Nie chodzi też o to, by z pewnych udogodnień nie korzystać. Chodzi o to, że nie jest kwestią tego czego używasz, ale jak to używasz, ze świadomością i odpowiednim podejściem, które może być uznane dziś za ekscentryzm. Choć wszystko zmierza do tego, że świat wirtualny zaczyna przysłaniać ten realny, to nie pozwólmy się okradać. Czasami ma się wrażenie, że przy tym całym postępie następuje jednocześnie regres. Można z tym tak żyć, ale czy warto tak żyć, nawet jeśli myśli tak „cały świat”?

Dawny, ale jakże trafny cytat obecnie:
„…żyjemy w czasach, które są opowieścią idioty…” Z. Herbert

Polecana bibliografia:
„Ile oni wiedzą o Tobie…” K. Pyzia
„O tyranii. Dwadzieścia lekcji, jak stawiać opór” N. Krug , T. Snyder
„Ukryta sieć” J. Szamałek
„Wiek paradoksów. Czy technologia nas ocali?” N. Hatalska
„Chiny 5.0” K. Strittmatter

25 sty 2019

Świadomość ekologiczna i nie tylko

Świadomość ekologiczna i nie tylko

Ogół codziennych wyborów i zachowań człowieka, przyczynia się do oddziaływania na naszą planetę. Redukcja do minimum czynników mających negatywny wpływ na środowisko, zapobieganie degradacji i poszanowanie otoczenia naturalnego oraz wiedza o tym, że nie należy ingerować w ekosystemy (gdzie występują złożone relacje pomiędzy różnymi organizmami żywymi) powinna być przekazywana od najmłodszych lat.

Jeśli ludzkość nie opamięta się w swoich działaniach, sama siebie unicestwi. Obserwacja wydarzeń globalnych i dzieło zniszczenia osiągnęło taki stan, iż znaleźliśmy się nad przepaścią. Katastrofa jest nieunikniona. Świat znajduje się w schyłkowej fazie epoki nieprzerwanego wzrostu rozbuchanej konsumpcji i zużycia zasobów naturalnych. Narasta świadomość, że nasz obecny model życia, nie tylko w sensie materialnym, lecz także etycznym, jest nie do utrzymania.

Bioróżnorodność

Różnorodność biologiczna jest podstawową cechą przyrody, która określa rozmaitość występujących ekosystemów, gatunków żywych organizmów i ich genów. Obejmuje nie tylko dziką przyrodę, ale także rasy zwierząt i odmiany roślin wyhodowane przez człowieka. Im bardziej zróżnicowane środowisko przyrodnicze, tym jest stabilniejsze, lepiej funkcjonuje i w następstwie jest odporne na zachodzące zmiany. Jeśli zmiany są za bardzo dotkliwe, ekosystem staje się niestabilny, zakłócone zostają m.in. zależność pokarmowa, obieg materii, przestrzeń do życia. Gatunki mogą ze sobą koegzystować, ale do czasu gdy jeden drugiemu nie zacznie przynosić szkody. Poważnym zagrożeniem dla bioróżnorodności są inwazyjne gatunki obce, które uwolniły się z upraw i hodowli, zostały przypadkowo lub celowo wprowadzone do środowiska. Charakteryzuje je szybki wzrost oraz tempo rozmnażania, dzięki tym cechom wygrywają konkurencyjną walkę o zasoby siedliska, przekształcają je i ostatecznie eliminują.

Obecnie obserwuje się dramatyczny spadek bioróżnorodności spowodowany głównie przez człowieka. Utrata kolejnych gatunków, zmniejsza też nasze szanse na przetrwanie. Należy się zastanowić jaki błąd popełniła ewolucja, by za jej sprawą powstał gatunek – homo sapiens, dążący jedynie do samozagłady, niestety zabierając ze sobą w otchłań niebytu, cały świat, który nie należy tylko do niego.

Cywilizacja zniszczenia

Jesteśmy na skraju przepaści, bo nie potrafimy przedefiniować jak powinny wyglądać gospodarka i ustrój społeczny. Wielcy tego świata zajmują się nie tym, czym powinni. Nic się nie zmieni dopóki nie powstaną odpowiedzialne rządy i radykalne decyzje. Świat jaki znamy, nieodwracalnie się kończy, a niewielu chce słuchać, że to już nie będzie przyjazny świat. Budowanie potęgi w morzu zniszczenia przyrody to nie postęp – to zagłada. Ziemia już ledwo dyszy, a rządy mają za nic neutralność klimatyczną.

Zawłaszczanie zasobów naturalnych postępuje w zastraszającym tempie. Kwestie takie jak: klimat, pieniądz, plastik, energia, woda, powietrze, piasek, konflikty zbrojne, demografia i niebezpieczne zjawisko multi – kulti, stawiają nas -homo sapiens- pod wielkim znakiem zapytania. Niesiemy tylko chaos i rabunek. Za kilkadziesiąt lat, gdy średnia temperatura nadal będzie wzrastać, pojawią się na obszarach północnych ziem choroby i zwierzęta, które normalnie tam nie występowały wcześniej. Szacuje się, że ponad miliard ludzi będzie zmuszonych do ewakuacji przez klimatyczne reakcje łańcuchowe powodujące zaburzenia społeczne, gospodarcze i przyrodnicze. Migracje z powodów ekologicznych, humanitarnych, wojennych i religijnych przybiorą na takiej sile, że nie da się tego zatrzymać. Karczowanie lasów, eksploatacja wód, traktowanie zwierząt jak przemysłowy produkt żywnościowy, produkcja śmieci, chemia w pożywieniu, niewłaściwe rozporządzanie pieniędzmi i bestialstwo ekonomiczne – wszystko to równia pochyła. Raporty i statystyki nie pozostawiają złudzeń, ale nikt o pewnych zależnościach głośno nie powie, bo liczą się tylko tabele zysków i strat, a nie ratowanie naszego otoczenia.

Jeśli konsumpcja osiągnęła już takie apogeum, że nie ma innego odnośnika, to dokąd my zmierzamy? Czy pęd tego szaleństwa da się zatrzymać? Masa się gromadzi i staje się ciężarem, a ciężar zaczyna się wylewać. Takie nasz gatunek ma ciśnienie i podejście, że liczy się tylko: „ja, ja, ja” i „kasa, kasa, kasa”. Kto by się tam przejmował globalnym kryzysem.

Ziemniaczki zostaw, ale mięsko zjedz

Podczas czytania tego wpisu, pójdzie pod nóż kilkanaście tysięcy kurczaków, kilkaset świń i kilkadziesiąt krów.

Zapytaj młodego człowieka, skąd się wziął kotlet na talerzu. Odpowie bez wahania: z lodówki, z marketu. Coraz rzadziej ktoś z młodego pokolenia wie, jak na żywo wygląda kura, świnia czy krowa oraz nie ma pojęcia jak powstaje smalec. Nie wie, że właśnie zjada przetworzone zwłoki, bo w kiełbasie nie widzi świni z przemysłowej hodowli. Większości zwierząt nie spotyka się już w naturze tylko na talerzu, a zaspokojenie głodu myli ze źle pojętym dobrostanem. Nie ma świadomości, że zaszczepiony w nim szowinizm gatunkowy i religijno kulturowy, to masowe zabijanie. No ale przecież „…czyńcie sobie ziemię poddaną…”.

„Z reguły tzw. religijni filozofowie, odeszli od charakterystycznej dla filozofii, natury równorzędności istot żyjących. Zastąpili ją usankcjonowaną hierarchią, za sprawą łaski, umieszczając człowieka na szczycie łańcucha pokarmowego. Skłaniali się do myśli o panowaniu nad zwierzętami, ale o sznyclach, czy ozorkach nie było w źródłach mowy”. [Iris Radisch, Die Zeit (redaktorka zbioru eseju o zwierzętach)]

Gdyby zorganizować zwiedzanie rzeźni lub przeciętnemu konsumentowi zaproponować, by zabił np. świnię własnymi rękami, to większość zmieniłaby nawyki żywieniowe. Tymczasem konsument jest przekonany, że zwierzęta wiodą beztroski żywot. Rysunki i grafiki na opakowaniach wędlin, oddają może realia XIX-wiecznej wsi, ale z pewnością nie zindustrializowanego przemysłu śmierci, gdzie transportowani skazańcy cierpią i „wołają” o pomoc.

Jeśli bylibyśmy „od zawsze” nauczeni jedzenia mięsa, to nasz układ zębowy byłby zupełnie inaczej zbudowany. Dodatkowo, jeżeli jedlibyśmy stale mięso, to skończyłoby się podobnie jak w zamierzchłych czasach: ktoś, kto dożywał 40tki (cudem 50tki lub 60tki, był fenomenem = starcem). Medycyna na przestrzeni wieków bardzo się rozwinęła, ale choroby dieto-zależne takie jak np: nadciśnienie, zatory, miażdżyca, zawał, udar, oraz rożnego typu nowotwory, pozostały i są w ogromnej mierze przyczyną, z powodu której umiera najwięcej ludzi, ponieważ dieta opierała się zazwyczaj na pokarmach pochodzenia zwierzęcego. W niektórych krajach dominuje niski lub jedynie cząstkowy wskaźnik spożycia mięsa, co powoduje zdrowsze i dłuższe życie.

Jak nakarmić świat nie pożerając planety, skoro za 40 lat może nie być już np. ryb? Mając odrobinę wolnej woli i przede wszystkim świadomość współczesnej wersji kultury konsumpcyjnej, można zredukować przyzwyczajenia żywieniowe przechodząc np. na fleksitarianizm i pochodne, a potem stopniowo najwyższy czas odstawić z diety mięso.

Cierpię, bo żyje w ludzkim świecie

Hodowla zwierząt jest pełna przemocy. Nawet na ekologicznych farmach, patrzy się na zwierzęta przez pryzmat opłacalności. Na tych wielkich, gdzie zwierzęta cierpią najbardziej, dochodzi oprócz warunków życia, skrajne okrucieństwo. Żadne zwierze poza homo sapiens nie stworzyło na taką skalę machiny śmierci jak np. taśmowe rzeźnie czy młynki do mielenia żywych istot. Czy to my bardziej będziemy cierpieć z powodu niezaspokojenia smaku, czy zwierzak żyjący w metalowym ogrodzeniu, na betonowej podłodze, wykastrowany, bez zębów, które usunięto bez znieczulenia, kończący nędzny żywot po ciosie kołkiem w głowę. Kiedy przestaniemy odwracać wzrok od cierpienia i nie będziemy już kultywować samobójczego konsumpcjonizmu, który nie tylko pogłębia globalne problemy związane z zatruwaniem planety ale też z naszym zdrowiem?

Nie tylko przemysł i środki transportu degradują środowisko. Produkcja żywności wykorzystuje 40 % powierzchni planety i zużywa 80 % wody. Przemysłowe gospodarstwa rolne, to szczególnie ogromny problem, gdzie występuje cały łańcuch przyczyn i skutków. Wycina się gigantyczne areały lasów, by przetworzyć teren np. na pastwiska, pola upraw soi, kukurydzy i pszenicy na paszę. Trzeba dać tym nieszczęsnym zwierzakom pić, a i jakoś nawodnić obszar, zużywając ogromne ilości wody. Sam cykl wyprodukowania kilograma wołowiny wymaga kilkanaście tysięcy litrów wody i emituje kilkadziesiąt kilogramów gazów cieplarnianych. Mało też kto się przejmuje, że tereny po wyciętej puszczy zmieniają się w pustynię i niedostatek wody, a przy nagłych i zbyt obfitych opadach powstają powodzie siejące spustoszenie. Kurczą się zasoby wody pitnej, a przetwarzanie wody słonej na słodką jest możliwe, ale proces ten pochłania z kolei za dużo energii.

Zwierzak to nie rzecz

W cywilizowanym świecie, ustawy przewidują karę za zadawanie niepotrzebnego bólu zwierzętom, ale ma się na myśli najczęściej zwierzęta domowe. Wymierzona kara psu lub kotu, to już nikczemność. Porzucenie na pastwę losu lub oddanie do schroniska już jest niedopuszczalne. Jeśli chodzi np. o króliki poddawane substancją chemicznym lub małpy, gdy przykręca się im głowy, w stabilizatorach śrubami do czaszki, robi „na żywca” trepanacje, by wstrzykiwać bezpośrednio substancje toksyczne do mózgu. Poddaje się gęsi tuczeniu wątroby lub przeszczepia się całe partie ciała, z jednego organizmu do drugiego albo obdziera się lisy ze skóry. Czy to jest w porządku? No tak. Czy to jest etyczne? No właśnie… wydaje nam się, że wszystko wolno. Jaki jest bezmiar cierpienia, które jest udziałem zwierząt hodowlanych i używanych do badań naukowych?

Można stwierdzić, że cierpienie jednych kosztem drugich jest konieczne, by zaspokajać swoje zachcianki lub robić jakieś doświadczenia, ale czy to dostateczne usprawiedliwienie tego, co wyrządzamy istotom innego gatunku? Może jednak eksperymenty na ludziach i dla ludzi, dałyby coś więcej, niż się zdaje (tak jak robiono to w ośrodkach doświadczalnych np. w czasie II wojny światowej). Dajmy na to przykład odwrotny. Fantazja z pogranicza gore i s-f: Załóżmy, że istnieje gdzieś tzw. świat równoległy, rządzący się zupełnie innymi prawami. I w tym świecie dominują np. mięsożerne, antropo-podobne stwory, które uważają gatunek ludzki za pożywienie, lub przerabiają pozyskane części ciała jako trofea albo ozdoby. Już wyobrażenie o tym, jak istoty ludzkie są uśmiercane, wiszą na hakach w rzeźni, i są odsączane z krwi, a ich mięso jest dzielone na kategorie do spożycia, budzi oburzenie w przeciętnym człowieku. Horror? No właśnie…

Jesteśmy najbardziej brutalną istotą, która rości sobie prawo do stanowienia wyższości naszego gatunku i przedkładania ludzkich interesów przed innymi. Absurdem są np. polowania i zabijanie dla pseudorozrywki, a nie z głodu. Oczywiście są wyjątki od reguły, bo jednak równe, nie jest jednoznaczne z jednakowym, gdyż musiałoby to oznaczać w pełni równolegle traktowanie wszelkiego stworzenia. Życia atakującego nas owada czy drapieżnika lub chorobotwórczej bakterii, nie możemy cenić tak samo, jak życia człowieka.

Paradoks antropocenu

Jesteśmy jedynym gatunkiem, który opiera się jednocześnie na dwóch sprzecznościach: za wszelka cenę walczymy o życie jednostek, a w innym przypadku ziejemy nienawiścią do pobratymców i zabijamy się nawzajem (najczęściej wynika to z różnych pobudek, nonsensownych idei oraz religii, ale to jest temat na inne rozważania moralno – filozoficzne. „Śmierć jednej osoby to tragedia, śmierć miliona to statystyka” – cytat pochodzący z Francji).

Weszliśmy w niebezpieczną fazę antropocentryzmu, w której liczba ludności staję się zbyt dużym obciążeniem dla planety, gdzie człowiek nie zmniejsza konsumpcji, tylko nakręca popyt na więcej. Oprócz wspomnianych powyżej zawłaszczeń zasobów naturalnych, należy podkreślić przede wszystkim presję demograficzną. Większość społeczeństwa mentalnie jest tak skonstruowana, że widzi tylko swój świat zastany. Z krótkowzrocznych pobudek instynktownych, kulturowych, bez celu i sensu, rozmnażają się na potęgę. Szczególnie dotyczy to tzw. krajów Trzeciego Świata, gdzie nie ma antykoncepcji, i w nędznym życiu jedyną przyjemnością jest spółkowanie. Choć nie tylko… bo przecież „My” oznacza grupę rodzinną, plemienną, klasową, a także państwową i kulturową. Ktoś, kiedyś wyraził takie zdanie: „…bo życie jest za długie, i ludzi jest za dużo”. Jeśli nie ograniczymy się sami, natura zrobi to za nas. Głód, choroby, zmiany klimatyczne, wojny o jedzenie, wodę i ziemie – kiedy ludzie będą świadomi pewnych mechanizmów? Zajmujemy się „ważnymi sprawami”, a Ziemia krzyczy o pomoc. No, ale homo sapiens zaludnia dumnie.

Każdy nowy człowiek obciąża ziemię dodatkowymi 59 tonami węgla w ciągu każdego roku życia. Osiem miliardów generujących zniszczenie – pasożyty wspaniałej planety, która dawała sobie radę, a teraz przez wzrost niepohamowanej populacji ludzi i zwierząt hodowlanych, temperatury powietrza i marnotrawstwo wody, emisji CO2 (Ziemi nie da się ot tak przewietrzyć), niszczenia lasów, jest na granicy wyczerpania. Przeciętny obywatel cywilizowanego świata rodzi się nie z własnej winy, zużywa tysiące pieluch i plastikowych rzeczy – rośnie góra gadżetów. Troskliwi rodzice dbają, by wszystko było nowe, i tak w kółko. Kolejna istota nie dość, że generuje zużycie, to tym samym sprawia, że za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat, jej życie stanie się nie do zniesienia w takim świecie.

Taki przykład, gdy chodziłoby o przestrzeń życiową: jeśli zamknie się w ciasnym pomieszczeniu, powiedzmy, cztery osobniki, to one w miarę ograniczonej przestrzeni postarają się tą przestrzenią współdzielić. Jeśli do tych czterech, na ta samą przestrzeń wpuści się kolejne kilka osobników, to naturalnie powstanie konflikt na śmierć i życie. Wniosek z tego jest taki, że gdy kurczą się przestrzenie ziem i zasobów (z różnorakich względów), to prędzej czy później dojdzie do wojny.

Demografia

1937 rok, populacja 2,3 mld, zachowana przyroda 66%
1954 rok, populacja 2,7 mld, zachowana przyroda 64%
1971 rok, populacja 3,7 mld, zachowana przyroda 58%
1989 rok, populacja 5,1 mld, zachowana przyroda 49 %
2020 rok, populacja 7,8 mld, zachowana przyroda 35%
(źródło: internet)

Wypowiedzi dotyczące depopulacji (skrócone fragmenty z prasy)

„(…)najczęściej argumentacją „za’ jest problem ciągle rosnącej liczby osób starszych oraz malejącej liczby zdolnych do (tzw.) pracy, a więc zmniejszających się korzyści finansowych państwa. Dlatego politycy traktują krótkowzrocznie interesy z racjami ekonomicznymi i środowiskowymi. Nikt natomiast nie przeprowadził rachunku ekologicznego. Bez przerwy trwają demagogiczne dyskusje. Po co zwiększać przyrost skoro i tak większość naszych potrzeb (nawet podstawowych) już teraz nie jest zaspokajana, a większa liczba ludności wymaga zwiększonych kosztów nie tylko materialnych ale i eksploatacyjnych. Należy w końcu zrobić bilans zysków i strat, by „nie obudzić się z ręką w nocniku”. I trzeba o tym mówić!”

„(…)w rzeczywistości nic się nie zmieni, gdyż spadną wydatki państwa na np. oświatę i zdrowie. Po prostu – będzie mniej dzieci, będzie mniej chorujących, mniej wydatków. Zwiększy się liczba wolnych mieszkań, co wpłynie na spadek ich cen. Zmniejszy się produkcja, i popyt na towary i usługi. Zmniejszy się liczba samochodów, itp. itd. (…) Beneficjenci ZUS to grupa skazana na wymarcie i dotyczy to niestety nas wszystkich. Im mniej się urodzi tym mniej będzie starych. Będzie to proces powolny, ale państwo sobie z tym poradzi. Co najwyżej politycy będą mieć mniej pieniędzy do zmarnowania. Pomysły na zwiększenie przyrostu naturalnego jest po prostu głupie. Dziecko najpierw musi być chciane i kochane, a nie kupione za benefity (…)”

Poza tym, cały system społeczny rentowo – emerytalny to jest jakaś fikcja i porażka. Stale mamy oczy zwrócone na wskaźniki PKB. Nazywamy to postępem i jesteśmy z tego dumni. Nie zauważamy tylko, że w ten sposób wyczerpujemy doszczętnie zasoby ziemi i natury, i że zaczynamy żyć na kredyt… to jak próba gaszenia pożaru benzyną. Jeśli w świadomości globalnej nie dojdzie do przemian, czeka nas niewyobrażalne cierpienie egzystencjalno – ekonomiczne.

Żyjemy na wielkim wysypisku śmieci i marnotrawstwa

Co sekundę na świecie wyrzuca się 100 ton odpadów, czyli 4 miliardy ton codziennie. By przeliczyć pewne rzeczy na marnotrawstwo, brakuje wyobraźni. W tym, aż jedna trzecia wyprodukowanej żywności nie trafia na nasze stoły. Wyrzucamy średnio 2 tony jedzenia na jedną głodną osobę. Jedna trzecia dobrej żywności, która jest wyrzucana, mogłaby być z powodzeniem zmagazynowana i skonsumowana. 70% ludzi nie kupuje zniekształconych warzyw czy owoców. Tak wielu stać na wyrzucanie, wybrzydzanie i marnotrawienie jedzenia… !? Tak wielu stać na to, by wyrzucać AGD zamiast naprawiać…!? Tak wielu jednak stać na to, by bezlitośnie unicestwiać rzeczy i przedmioty zamiast nadać im jakiś obieg.

Już wszystko jest plastikiem i ten plastik jest wszechobecny. Woda, w plastikowej butelce. Żywność, w plastikowym opakowaniu. Nawet relacje międzyludzkie są już plastikowe…

Jak często można chlapać się w wannie pełnej wody? Jak często można prać? Żaden gatunek poza ludzkim, nie osiągnął takiej perfekcji niszczenia zasobów wody.

Dlaczego nie ma w społeczeństwie idei wypożyczania, a nie kupowania?

Za „sekundę” będziemy żyli na pustkowiu, odziani jedynie w łachmany, żywiąc się resztkami, które jakimś cudem znajdziemy na wysypiskach, na resztkach ziem spustoszonych przez choroby i wojny, umierając z pragnienia przy pięćdziesięciu stopniowym upale, gdzie ten 1% procent najbogatszych, zrobi z nas swoich niewolników za kroplę wody i ochłap czegoś, co było kiedyś zdatne do jedzenia.

Czy warto będzie żyć w takim świecie?

Ile rozkłada się:
– guma do żucia – 5 lat
– niedopałek papierosa – 5 lat
– styropianowy kubeczek – 50 lat
– puszka po napoju – 50 do 100 lat
– torba foliowa – 300 lat
– pielucha – 300 do 400 lat
– butelka plastikowa – 400 lat
– szklany słoik – 1 mln lat

Eko-rady

Nie ma uniwersalnej recepty na sposób życia we współczesnym świecie. Nie ma też ucieczki przed konsekwencjami własnych działań, ale możemy coś zmienić, choćby w skali „mikro”, mimo, iż będzie to promil, kropla w morzu potrzeb. I nie chodzi tu też o eko-oszołomstwo i ekologiczny fanatyzm, bo pewnych rzeczy już nie przeskoczymy. To problem nas wszystkich i mamy na to wpływ, by zacząć od drobnych zmian w obrębie siebie. Trzeba okazać trochę wrażliwości przy tej całej bezwzględności. Czy posortuję śmieci, co kupię, co wyrzucę, co zjem, i ile prądu czy wody dziś zużyję – to jest odpowiedzialność.

– Plastik – pewne produkty nie mają innej formy opakowania. Jeśli nie masz na to wpływu, sortuj je w odpadach. Na segregowanym plastiku idzie zaoszczędzić. Przetwórnie przerobią je na kolejne kubeczki do jogurtów lub np. akcesoria medyczne, odzież. Segreguj odpady!

– Jedzenie – nie kupuj na zapas. Chyba, że są to produkty konserwowe i tzw. suche. Można je długo przetrzymywać. Data ważności na produkcie tak naprawdę nie oznacza, że już jest niezdatny do spożycia. Otwórz, oceń zmysłami.

– Samochód – wygodnie jest wszędzie jeździć autem bez ograniczeń, ale przemyśl to. Jak masz wyskoczyć na niedaleką odległość. Zabierz ludzi w tym samym kierunku, ograniczysz emisje spalin. Wygodne księżniczki nie muszą być podwożone 1km bo np. pada.

– Mięso – większy % produktów mięsnych trafia do kosza, a ten przemysł na ogromną skalę generuje wszystkie negatywne skutki związane z jakością i oszukiwaniem konsumentów, etyką i zanieczyszczeniem środowiska. Jedz jeśli musisz, ale na bieżąco. Najzdrowiej zrezygnować z mięsa.

– Papier – jeśli czytasz gazety, segreguj je na utylizacje, do kosza oznaczonego <papier>. Masz stary kalendarz? Potnij go na fragmenty, będzie ci służył jako notes, i kilka razy możesz go zapisać. Nigdy nie zgniataj kartek. Jeśli już wyrzucasz, pamiętaj o segregacji.

– Ubrania – nie utylizuj tego, co już może być niemodne, oddaj te rzeczy dla potrzebujących. Jeśli już rozmiary czy gust się nie zgadzają, pamiętaj: ktoś może bardzo potrzebować ciuchów, a naprawdę fajne rarytasy można znaleźć w sklepach z odzieżą używaną tzw. lumpeksach.

– Olej palmowy – nie dość, że jest niezdrowy to przyczynia się do karczowania lasów pod uprawy. Zasada jest prosta: unikasz danego produktu, produkt nie schodzi, nie jest kupowany, ograniczają jego sprzedaż. Czytaj etykiety.

– Ogranicz konsumpcję i zakupy – nie ma już prestiżu w tym, że robisz zakupy na zasadzie: pełne siaty i  pełny wózek, „bo mnie stać”. Teraz to wręcz obciach. Dobieraj mądrze i waż siły na zamiary.

– Nie kupuj śmieci – konsumujemy różne przetworzone żarcie, zwróćmy uwagę na skład na etykiecie. Tzw. „śmieciowe żarcie” jest dozwolone, ale od czasu do czasu. Nie kupujmy lub nie ozdabiajmy się także śmieciami-bibelotami. Jeśli już tak jest, to stwórzmy z nich jakąś kolekcję, pamiątki, hobby którym zaskoczysz.

– Oszczędzaj ogrzewanie i prąd – nie ma cię w domu, nie zostawiaj włączonych kaloryferów czy pieca (najlepiej rzadko używać, bo zimno to zdrowie), potem nagrzejesz. Jeśli jesteś w jednym pomieszczeniu, to nie zostawiaj światła w drugim. Żarówki energooszczędne wbrew pozorom nie są ekologiczne po zużyciu.

– Zrezygnuj z węgla – jeśli to możliwe, to zrezygnuj z węgla. Węgiel kamienny to trochę wybryk natury. Polegaj na innych technologiach grzewczych.

– Unikaj jednorazówek – wszelkie kubeczki, talerzyki, słomki, widelczyki itp. itd. są zmorą ekologii. Dotyczy to też np. golarek, zapalniczek, naczyń wszelakich. Golarkę używaj kilkakrotnie, wbrew pozorom ostrza tak szybko się nie tępią. Jeśli używasz zapalniczki, ma ona zaworek napełniania gazu, kup gaz w butelce. Zapalniczka posłuży tobie wiele razy napełniając ją, a jak gaz w butli się skończy, to oddaj na złom. Za kilka takich metalowych pojemników możesz sobie kupić jakieś pieczywo.

– Nic nie wyrzucaj bezmyślnie – przebierz na zasadzie surowców wtórnych, pomyśl 3x zanim bezmyślnie usuniesz. To się komuś może przydać, albo coś z tego jeszcze idzie zrobić, dla dobra natury i nas wszystkich. Co się da metalowego, oddawaj na skup złomu. Potem huta to skupi i przerobi na nowe produkty. Nic się nie zmarnuje.

– Dbaj o drzewa i kwiaty – pomyśl o jakiejś roślince w domu, choć nie otaczaj się od razu buszem. Zaangażuj się w sadzenie drzewek, lub miej jakąś swoją ulubioną zieloną okolicę. Dbaj o widok drzew na swej drodze i otocz je szacunkiem.

– Oszczędzaj wodę – wbrew pozorom, spłukuj wodę nie po każdorazowym oddaniu moczu. Tak, to brzmi fatalnie i nieestetycznie, ale zachowasz dzięki temu kilkadziesiąt spłukań rocznie, co przełoży się na opłaty i środowisko. Oszczędzaj na praniu, i tu też wbrew pozorom, pewne zachowania nadmiernie higieniczne wręcz szkodzą zdrowiu i mają odwrotny skutek. Mikroflory nie oszukasz. Bierz prysznic zamiast kąpieli w wannie, wodę z kranu filtruj zamiast kupować butelkową.

– Nie przesadzaj z kosmetykami – większość kosmetyków ma sztuczny skład chemiczny i jest testowana na zwierzakach. Polegaj na kosmetykach naturalnych, zapoznawaj się z etykietami i pomijając wywindowane walory lub pseudo-estetyczne moce, kierujmy się naturalnym biegiem rzeczy, zmianami kolei natury, a nie usztucznianiu siebie.

– Szanuj produkty, oszczędzaj opakowania – nie chodzi o to, żeby być zbieraczem lub wokół siebie tworzyć bałagan np. wykorzystaj foliówkę jak się tylko da. Masz puszki po napojach lub konserwach? Spakuj je i wywieź na złom. Ty zarobisz kilka groszy, a i na nowy produkt będą one przeznaczone.

– Przede wszystkim wybierz szkło – szkło jest składową najbardziej naturalnych składników. Rozkłada się setki lat, ale odzyskiwane może służyć w nieskończoność. Wybieraj produkty w szkle, wymieniaj. Po umyciu jest w stałym obiegu i się nie niszczy. Można je przetapiać na dowolny cel.

Ciekawostka: W krajach skandynawskich na puszki i butelki jest kaucja. Opakowania te skupywane są w celu dalszego przetwarzania. Może trzeba brać z nich pod tym względem jakiś przykład. Warto też zwrócić uwagę, że w niektórych krajach północy nie ma np. na chodnikach koszy na śmieci, a i tak jest porządek. Można? Można.

Powyższe rozważania to tylko ogólny zarys zagadnienia. Grozi nam apokalipsa rozciągnięta w czasie. Pewne rzeczy są nieuniknione ale możemy mieć na nie wpływ, choć teraz jest walka ze skutkami, a nie przyczynami. Punkty krytyczne okażą się nieodwracalne. Czy da się coś zmienić, czy trzeba już uciekać, ale dokąd ? Bogatsza część świata konsumuje, biedniejsza dąży do wyrównania poziomu. Jedni nie zrezygnują z życia jaki prowadzą, a drudzy ze swoich aspiracji. I koło się zamyka. Najgorsi jednak są ci, którzy o tych problemach nie myślą.

A, i pamiętaj: ciesz się spacerem w lesie, póki jeszcze istnieje, i o tym, kto jest intruzem, a kto gościem w owym lesie. Relacje z przyrodą decydują o naszym dobrostanie.

„Żyjemy wśród roztrzaskującego się świata. Pośród upadku i straszliwej niewydolności wszystkich istniejących systemów: politycznych, społecznych, religijnych, moralnych, ekonomicznych, ekologicznych. Wczoraj już jest przeszłością, a jutro tak niepewne jak nigdy dotąd”.

„Samo bezmyślne rozmnażanie się jest bliskie idei postępującego raka”.

„Świadomość i niż intelektualny współczesnego człowieka, stanowi jedynie pochwalenie się fotką <eko> na portalu społecznościowym”.

„Jeśli zginie ostatnia pszczoła na kuli ziemskiej, ludzkości pozostaną tylko cztery lata życia”
Albert Einstein

„Następna wojna będzie na kamienie”
Albert Einstein

Korzystałem m.in. z tematycznych artykułów prasowych i felietonów Doroty Sumińskiej
Polecana bibliografia:
„Dość” D. Sumińska
„Zapiski z przedednia apokalipsy” P. Dmochowski
„Homo deus…” Y. N. Harari
„Sapiens…” Y. N. Harari
„21 lekcji na XXI wiek” Y. N. Harari
„Mity medyczne które mogą zabić” (cz. I, II i III) K. Świątkowska
„W obronie zwierząt”, P. Singer

05 lis 2018

Przyjaźń

Przyjaźń

Chyba każdy z nas pragnie mieć w życiu choć jedną osobę, która zasługuje na miano przyjaciela. Osobę, która wie o Tobie wszystko, i mimo to, wciąż Cię lubi… 😉 Kogoś, kto powie: „jesteś ważny, nawet nie wiesz jak bardzo”. Przyjaciel, to niezbędny element naszego biogramu. To ktoś, kto wszedł do naszego życia, i z niego nie odchodzi ot tak.

Czym jest przyjaźń

Przyjaźń, to serdeczna bliskość, oparta na wzajemnym zaufaniu, szczerości i życzliwości, unikanie kłamstw i niedopowiedzeń. Ale także konstruktywna krytyka. Przyjaźń, to taki trochę substytut miłości, ale rządzi się zupełnie innymi prawami. To niezwykły dar, dlatego trzeba nad nim pracować, czasami pomimo błędów i upadków. Jest to taki rodzaj sympatii, która nie potrzebuje reguł i warunków, ale domaga się otwartości, inaczej nic z tego.

Dobór przyjaźni

W miarę upływu lat, horyzont społeczny poszerza się i zmienia. Zaczynamy wybierać sobie z otoczenia osoby, które są dla nas szczególne. Wspólne zainteresowania, dogadywanie się, dzielenie zajęć, przygód. Te same poglądy, wartości, i widzenie świata. Relacja przechodzi na głębszy poziom, i zwraca się uwagę bardziej na takie cechy jak: serdeczność, oparcie, szczerość, zaufanie, słuszność wyborów, częsty kontakt. Rozumienie się prawie bez słów, zapewnienie wsparcia emocjonalnego, wzajemne uzupełnianie się w poczuciu wspólnego, wyższego celu (jak w koncepcji Arystotelesa o szlachetnym wymiarze przyjaźni).

Po co ta cała przyjaźń

Jeśli Twój przyjaciel spada w dół, to nie sztuka skoczyć za nim, ale w odpowiednim czasie należy go złapać. Gdy coś sprawia, że się upada, przyjaciel poda rękę i powie: „choć na piwo omówić problem”. Niektórzy mogą obawiać się przyjaźni, gdyż są nadmiernie skryci lub boją się pewnego rodzaju odpowiedzialności. Przyjaciół też nie do końca należy traktować z delikatnością, lecz z szorstką odwagą, przy jednoczesnym ogromnym szacunku i uśmiechu. Trzeba dzielić troski i radości, cieszyć się, ale czasami odpowiednio i solidnie potrząsnąć. Nie należy też bać się, o coś prosić. Przyjaźń to nie transakcja, wiec śmiało można głośno myśleć, a nawet trzeba, mimo tego, że przyjacielskie relacje zawsze będą miały wady i komplikacje.

Ciągłe staranie się

Jak wiele czasu, troski i pracy wymaga przyjaźń, jak łatwo ją zburzyć słowem lub lenistwem. Tak, zwyczajnym olewaniem lub też domaganiem się uwagi na siłę graniczącą z natręctwem, oraz staraniem w jedną stronę. Warto także wspomnieć o przyjaźni między kobietą i mężczyzną. Zawiązuje się ona tak samo, jak u osób tej samej płci. I taka przyjaźń istnieje do momentu, aż jedna ze stron zacznie oczekiwać czegoś więcej, i druga osoba staje się atrakcyjna uczuciowo lub seksualnie. Przeważnie wówczas, jednostronnie w relacji, ląduje się w tzw. „friend-zone”, lub znajomość rozpadnie się prędzej czy później. Chyba, że zaczyna tworzyć się związek lub układ, a to już zupełnie inna kwestia. Przyjaźń damsko-męska ma szanse trwać jedynie wtedy, gdy z obu stron nie wystąpi pierwiastek seksualności.

Zawieranie z kimś przyjaźni po pierwszym wrażeniu bywa ryzykowne. W swoim odruchu dobroci bywamy naiwni. Zdarzyć się też może, że nagle potrzebujemy jakby akceptacji, sprawdzalności przyjaźni, i w pewnej sytuacji okazuje się, że osoba, którą darzyliśmy sympatią i zaufaniem, nagle odwraca się od nas, bo jest zwyczajnym oszustem, krętaczem i kłamcą. I to są błędy niewybaczalne. Są granice przyjaźni, tak jak granice wdzięczności. Bywają przyjaźnie, które się wypalają, bo po prostu się z nich „wyrasta”, lub zawodzimy się człowiekiem albo się nim zmęczyliśmy, i mimo wszystko już nie znosimy danej osoby. Nie ma już o czym rozmawiać, bo nastąpiły rozbieżności z różnych powodów. Ludzie się mijają, i już nie znają.

Bardzo niewielu zasługuje na miano przyjaciela, bowiem ilość przyjaciół nie przedkłada się na ich jakość. Przede wszystkim, najpierw należy zaprzyjaźnić się z samym sobą, a potem z innym.

„Jeden przyjaciel, to dużo. Dwóch, to mnóstwo. Trzech, to rzecz prawie niemożliwa.”
H.B. Adams

„…będziemy trochę pili i filozofowali, może wyzwolimy się w końcu od gniotącej lekkości pozoru…”

09 sie 2018

O książkach, czytaniu i pisaniu

Krótko o pisaniu

Fascynacja książkami i czytaniem, pojawiła się we mnie nagle, jak erupcja uśpionego wulkanu. Będąc jeszcze nastolatkiem, nigdy nie sądziłem, że będę przywiązywał do książek tak ogromną wagę. Stało się tak, dzięki poznaniu wielu wybitnych intelektualnie ludzi, którzy wywarli na mnie ogromne wrażenie. I tak oto zainteresowałem się literaturą. Kiedyś nie potrafiłem zmusić się, żeby przeczytać choćby kilka stron. Wynikało to z tego, że miałem ogromny opór przed systemem szkolnym, i bardzo łatwo zniechęcałem się, do narzuconych przez owy system czytadeł mdłych, rozwlekłych, mętnych, z gotową interpretacją przez panią polonistkę. Nie interesowało mnie przeczytanie czegoś, co wielu uważało za godną uwagi lekturę, a w rzeczywistości było tak fascynujące jak taśmociąg z węglem, gdzie po kilku stronach, nie wiedziałem, o czym było na pierwszej. Przełom nastąpił, gdy przekonałem się o tym, że czytanie tego, co mnie interesuje, jest taką samą pożywką dla umysłu, jak zdrowe odżywianie dla ciała. Był okres, że pochłaniałem najróżniejsze gatunki literackie. Byłem nienasycony, łapczywy, a im więcej czytałem, tym miałem większy głód. Księgarnie wyzwalały we mnie adrenalinę.

Czym jest książka jako przedmiot

Książka, to nie tylko wolumin zawierający połączone ze sobą arkusze zadrukowanego papieru. Książki to także piękne przedmioty: dotyk, zapach, i kolekcja na regałach, nadaje wnętrzu specyficzny klimat. Są jak przyjaciele, zawsze można na nie liczyć, i będą pod ręką, gdy się ich potrzebuje. Zawartość i odpowiednie wyeksponowanie swojej biblioteki dużo mówi o właścicielu. Opowiada w jakimś sensie historię człowieka, który daną książkę posiada i przeczytał, bądź zamierza przeczytać, która nie tylko nim zawładnęła, a także jego wyobraźnią. Już samo kupowanie książek angażuje intelektualnie i emocjonalnie.

Książka nie jest stratą czasu

Książka to moc, która przemawia do wyobraźni, kreuje umysł, dostarcza kontrastu, daje przyjemność poznawania, nadaje życiu większego znaczenia. Wyswobadza poza schematy społeczne, otwiera oczy, zmienia wartości. Doświadczony czytelnik nie da się zwieść, gdyż więcej rozumie społecznie i kulturowo. Ma w ręku instrument poznawania, i odkrywa tajemnice otaczającego nas świata. Gdyby nie książki, wszystkie „prawdy” nie poddane weryfikacji, najczęściej czerpane z różnych mediów społecznościowych, gdzie dowolnie można kłamać i publikować fake newsy, stałyby się wyznacznikiem światopoglądowym. W publikacjach, w formie książki, żądzą mechanizmy przestrzegania standardów, czyli obowiązek sprostowań.

A może by tak coś przeczytać…

Znałem wielu gawędziarzy, z którymi nie szło się porozumieć. To taki typ, który nie słucha, nie traktuje rozmowy jako dialogu, nie szanuje rozmówcy, nie zagłębia się w myśli, trajkocze monologi i pseudo-wykłady życiowe, i jest sobą zafascynowany, a dawniej na jego półce znajdowały się trzy książki: telefoniczna, kucharska i religijna. Źródłem wiedzy gawędziarza zachwyconego swoją bezrozumnością, najczęściej była i jest telewizja, a obecnie zalew internetowych moralistów, przekazujący gawiedzi „prawdę absolutną”. Wchodząc na inny poziom świadomości samego siebie i analizując przemiany wartości wewnętrznych, spojrzałem na siebie „kiedyś” i na siebie „teraz”. Ze wstydem uświadomiłem sobie, że też byłem takim typem gawędziarza.

Nie chodzi o ilość, a o jakość

Miłośnicy literatury znają ten paradoks – kompulsywne kupowanie kolejnych pozycji i zaległości związane z czytaniem. Książki niekiedy leżą latami na półce i czekają na swą kolej. Bywa też tak, że nie jesteśmy w stanie przeczytać wszystkiego, nawet z gatunku lub dziedziny, które nas interesują, a jest jeszcze tyle do odkrycia.
W dobie tryumfu przeciętności, komercji zalewających rynek literacki i nadmiar pisarzy -grafomanów, gdzie i tak nad ich tekstami przeważnie pracuje sztab ludzi oraz stale obniżenie wymagań intelektualnych, czytać też trzeba z umiarem, bo ilość to nie zawsze jakość. Reklama i sugestia bestselleru, napędzane przez reklamy i często recenzowane przez ludzi, którzy nawet ich nie czytają, może grozić potem rozczarowaniem i nudą. Dlatego czytając gorączkowo, to może nie przynosić efektów, i paradoksalnie im więcej się wtedy czyta, tym gorzej. Dopiero czytanie połączone z myśleniem daje niesłychane rezultaty.

Trzeba czytać, żeby pisać

Kiedyś zawód pisarza był prestiżowy, a literatura odgrywała znaczącą rolę. Dziś potencjalnym czytelnikom świat nie wydaje się już tak interesujący. Żyjemy w kulturze „obrazkowej”, i Intelektualny wysiłek pisarzy jest coraz mniej doceniany. Teraz z „pisarzami” bywa tak, że zasiadają za biurkiem nadęci jak balon, przekonani o swojej wzniosłości słownych popisów i widzą już na starcie w sobie ponadczasowego literata. Wiadomo, że wiele dziedzin tworzenia jest podszyte w jakimś stopniu egoizmem, bo to jest składowa napędu twórczego, ale w pewnych momentach, okolicznościach to już jest grafomania. Bywa też tak, że potencjalnie wybitny pisarz jest świadomy własnego doświadczenia i talentu jako źródła, by z niego zaczerpnąć, ale nic z tym nie robi lub udaje, że robi. Przeżywając męki twórcze, przeinwestowany napojami procentowymi, użala się nad sobą, że nikt go nie czyta. Jak ma ktoś czytać jego twórczość skoro nie bierze się za pisanie?

Pisanie jako jedyna ze sztuk, nie ma wprost dostępu do zmysłu odbiorcy. W całej tej kompozycji liter chodzi o opisy idei lub uczuć. Pisanie to uwodzenie, oddziaływanie na wyobraźnię, samo-szkolenie intelektualne, to przeżycia wewnętrzne, stany psychiczne, uczuciowe, doznania, refleksje, poglądy i musi to oddziaływać estetycznie i artystycznie. Czy to powieść, esej, felieton, rozprawa, monografia, biografia, napisać trzeba to tak, żeby było przedstawione wartościowo.

Ciąg znaków – pierwsze słowo, pierwsze zdanie, pierwszy akapit, który pociągnie za sobą resztę liter. Zapisywać swoją mowę, zrzucać swobodnie myśli na papier lub ekran komputera, to wcale nie jest taka łatwa sprawa. Najgorzej jest zacząć, ale potem myśl goni myśl, słowo goni słowo i rozpoczyna się lawina słowotwórstwa. W takim momencie trzeba „myśleć o pisaniu i pisać o myśleniu”, inaczej nic z tego pisania nie będzie.

Słowo pisane częściej i dobitniej trafia do odbiorcy, niż mówione, a to dlatego, że treść graficzną zazwyczaj łatwiej przeanalizować. Przekaz rozmowy zakłóca mnóstwo czynników zewnętrznych. Prościej i lepiej jest przemyśleć słowo, zdanie. Zastanowić się nad kolejnym dotknięciem pióra czy przycisku klawiatury. Generalnie, żeby przedstawić wartościową treść, należy kochać słowa i odważyć się je przekazać, bez podtekstów czy domysłów. Oczywiście co innego jest wyrażać się wprost, a co innego użyć fajnej riposty czy dwuznaczności w nucie ironii i humoru. Lepiej też pisać najpierw odręcznie, a potem na klawiaturze, gdyż przez pisanie odręczne zostają pobudzone te obszary mózgu, które odpowiadają za analityczne myślenie, mowę i pamięć.

Czytaj, by się czegoś dowiedzieć, i o tym, co Cię interesuje. Czytaj dla relaksu. Robisz to jedynie z pożytkiem dla siebie, bo literatura jest bezcennym uzależnieniem, i daje schron przed szaleństwem otoczenia. Nie wstydź się zapominać, a zdarza się, oj zdarza, że zapominamy co przeczytaliśmy – przeczytaj raz jeszcze.

Nie wyobrażam sobie już życia z zamkniętymi oczami, które otworzyły mi książki. Nie umiem żyć bez książek, to jak ja mogłem żyć kiedyś.

„Wiedza to wróg wiary”
„Otwórz książkę, a książka otworzy ciebie”
„Z gustami literackimi jest jak z miłością, zdumiewa nas to co wybierają inni”
„Najlepiej tworzyć w nocy”

30 kwi 2018

Muzyka

MuzykaNie być wrażliwym na dźwięki, to tak jak być ślepym na kolory. Z definicji, muzyka to: dziedzina sztuki, której tworzywem artystycznym są dźwięki zorganizowane w kompozycyjną całość. Centrum tonalne we wzajemnym związku i brzmieniu akordów wszystkich dwunastu oktaw. Ale to tylko definicja, należy się skupić nad głębszymi aspektami: zmysłowymi, uczuciowymi, intelektualnymi.
Pominę tu historię muzyki, historyczny rozwój technologiczny z zagadnieniem związany, i opisy przedmiotów wytwarzających dźwięki czyli instrumenty.

Początkujący entuzjasta

Z lat wczesnego dzieciństwa pamiętam, że było kiedyś tak: magnetofony szpulowe z mikrofonem przyłożonym do radia i zdanie: „cicho bo teraz nagrywam”. Winylowe płyty słuchane u znajomych z trzeszczącą iglicą. Nagrywanie z radia na kasetę lub kopiowanie z kasety na kasetę. Pierwszy walkman (japoński), pierwsza wieża stereo zakupiona w pewexie za oszczędności w dolarach, dwukasetowa musiała być, z funkcją przegrywania (też japońska)! Radiomagnetofon samochodowy, discman. Płyty CD to wtedy było burżujstwo. A teraz mamy wszelkie nośniki w zapisie cyfrowym oraz powrót płyt winylowych dla koneserów. Słychać było też o wskrzeszeniu kasety magnetofonowej. Obecnie wystarczy przeczesać internet w poszukiwaniu nawet najbardziej niszowego twórcy, kliknąć, i upajać się tym, co płynie z głośników. Powszechne są aplikacje do identyfikacji utworów, wystarczy kilka pierwszych akordów, i wyskakuje autor i tytuł.

Wrażliwość na dźwięki czy kompozycje miałem od najmłodszych lat. Słuchałem takich twórców i utworów, o których rówieśnicy nie mieli pojęcia. Na początku słuchałem tego, co dało się zdobyć, przegrać, pożyczyć lub upolować utwór, nagrywając z radia na kasety, zarywając noce przy radioodbiorniku. Wpadałem w nagłe i czasami krótkotrwałe uwielbienie dla jakiegoś brzmienia lub twórcy, i gdy poszukiwałem uparcie tytułu lub wykonawcy w sklepach muzycznych, sprzedawcy często bezradnie rozkładali ręce, i kiwali głową ze zdziwienia: o co też może mi chodzić.

Początkujący meloman

Rodzące się we mnie gusta muzyczne przebiegały dość chaotycznie. Wychowałem się na brzmieniach rocka progresywnego i muzyce elektronicznej. Na początku lat 90tych pojawiła się fascynacja muzyką metalową, death metalową i hard rockową. Potem znów powrót do popu i rocka lat 80tych. Nastąpił przełom – odkrycie piękna oraz fascynacja muzyką poważną i indywidualnymi artystami instrumentalno-wokalnymi, niszowymi kompozytorami. Następnie był epizod z rockiem gotyckim i metalem symfonicznym. Teraz dominuje jazz, melancholijny chillout, dark ambient, muzyka poważna, opera i muzyka filmowa, która jest, jak doskonała przyprawa podkreślająca smak wybornego dania. Z tego całego miksu można by wymieniać tysiące tytułów i wykonawców.

Muzyka w „praktyce”

Gdy wybieram się w dłuższą trasę samochodem, podstawą jest dobrze dobrana muzyka w czasie jazdy. Inaczej nie potrafię cieszyć się w pełni przebywaniem w trasie. Wręcz czuję rodzaj dyskomfortu, irytacji, jakby czegoś brakowało. Generalnie jeżdżę przy brzmieniach dynamicznych popowo rockowych lub przy spokojnych balladach podkreślających piękno chwili. Odkryłem także, jak ogromną przyjemność sprawia słuchanie muzyki poważnej w trakcie jazdy, i takich wrażeń nigdy bym się nie spodziewał. Pracując twórczo, słucham najczęściej kompozycji muzyki poważnej, instrumentalnej, jazzu lub dark ambientu. Do czytania książek z reguły potrzebuję ciszy, ale jakaś opera, celtycki śpiew lub delikatny fortepian z saksofonem w tle wręcz dodatkowo uprzyjemnia lekturę. Ponieważ muzykę przeżywa się wewnętrznie, to gdy zapadam się w siebie, w refleksyjny stan totalnego zamyślenia, i tworzą się abstrakcyjnie pomieszane zmysły, jak dotyk obrazów, smak kolorów, zapach dźwięku, wtedy towarzyszą mi brzmienia progresywne, soft jazz, chillout, alternatywa lub utwory z pogranicza orientalizmu i psychodelii.

Odrobina anatomii – ludzki głos

Znawcy muzykologii i psychologowie uważają, że jednym z najpiękniejszych instrumentów muzycznych jest ludzki głos, który potrafi wzbudzić szeroką gamę różnorodnych emocji. Samo słuchanie wypowiedzi i tonu głosu rozmówcy już pobudza pozytywnie lub negatywnie. Ludzkie głosy mają niebywałą rozpiętość tonalną – od najniższego basu, bogaty baryton, donośny tenor, aż po najwyższy sopran. Umożliwia to wykonywanie prostej artykulacji, jak i skomplikowanych arii operowych. Jest to spowodowane różnicami w długości i elastyczności strun głosowych. Głęboko wewnątrz jamy ustnej, pomiędzy gardłem a tchawicą, usytuowana jest krtań – organ odpowiedzialny za wytwarzanie głosu. Powietrze z płuc przechodzi przez dwie fałdy zwane strunami głosowymi, i wprawia je w drgania, które są modyfikowane pozycją języka, podniebienia i warg ustnych. Jama ustna i połączone z nią gardło pełnią role rezonatora, nadając ton dźwiękom. Współdziałanie wszystkich tych organów koordynowanych przez system nerwowy, daje niepowtarzalną kombinację dźwięku zwaną głosem.

Epizod z instrumentem muzycznym

Kiedyś, jednym z moich marzeń było opanować grę na jakimś instrumencie muzycznym. Myślałem o syntezatorze, skrzypcach, pianinie lub instrumencie dętym. Oczywiście, jak to bywało zazwyczaj, wybito mi „kolejną fanaberię” z głowy, więc odpuściłem temat ponownie nie wykorzystując ewentualnego we mnie drzemiącego potencjału. Minęło kilkanaście lat, i przy okazji rozmowy na temat muzyki z moim serdecznym przyjacielem, okazało się, że zakupił saksofon, i zawziął się, żeby na nim grać. Zmotywowało mnie to do tego, żeby zakupić (jak najprostszą i najzwyklejszą) trąbkę, by nauczyć się też zagrać chociaż jakieś nietrudne kawałki jazzowe. Finał był taki, że przyjaciel opanował saksofon, a ja nauczyłem się jedynie obsługi, i kilku prostych dźwięków, wydobywających się z trąbki. Po czym z braku czasu i merytorycznej oraz praktycznej pomocy, trąbka spoczywa w futerale, i czeka na swój wielki dzień 🙂 Przyjaciel cały czas się ze mnie śmieje 🙂

Niekończąca się ewolucja

Cały czas poszukując, co chwilę natykam się na kolejne perełki dźwiękowe, przyprawiające mnie o ekstazę słuchową i ucztę dla zmysłów. W zalewie rynsztokowej kakofonii należy umieć odnaleźć muzykę dobrą, coś wnoszącą, uwznioślającą. Jeśli słuchacz ma oporny umysł, to wystarczy mu prosty rytm dla mas w rodzaju przyśpiewki weselnej do tupania nóżką przy rosole i kotlecie, niedotykający głębszych pokładów myślowych czy uczuciowych. Muzyka jest dla mózgu, a uszy są jedynie drogą. Ktoś to trafnie określił: „Poziom muzyki nie zszedł na dno, ale odbiorca zrównał się z dnem”.

Od zawsze arcyważnym elementem mojego życia jest muzyka. Nie wyobrażam sobie egzystencji bez muzyki i ciągłego poszukiwania ekstazy związanej z zachwytami dźwiękowymi.

Muzyka ma niesamowitą moc. Potrafi rozweselić, pobudzić, dać nadzieje, zasmucić, wzruszyć, przenieść w inny wymiar, np. w krainę wspomnień lub marzeń. Przywoła w pamięci zdarzenie, przeżycie lub osobę, pchnie do działania, wyzwoli genialną myśl. Muzyka może zmieniać system wartości przy ogromnym wpływie na podświadomość, bowiem często to, czego słuchamy, określa to jacy jesteśmy.

„Muzyka jest stenografią uczuć”
Lew Tołstoj

© 2024 Adam Kucz. Wszystkie prawa zastrzeżone.